– UKNF popiera polubowną, pozasądową formę rozwiązywania sporów pomiędzy podmiotami rynku finansowego a klientami w formule akceptowalnej przez obie strony – mówi Jacek Barszczewski, rzecznik UKNF. Dodaje, że do właściwości organu nadzoru nie należy formalna akceptacja potencjalnych rozwiązań ugodowych między bankiem a klientami, do urzędu nie trafiły od banków żadne konkretne propozycje w tym zakresie.
Na czym mogłaby polegać propozycja ugód? Michał Gajewski, prezes Santandera, mówił na niedawnej konferencji, że propozycja banku na pewno nie może polegać na tzw. odfrankowieniu, czyli przewalutowaniu hipoteki na złote po kursie z dnia zaciągnięcia i zachowaniu korzystnej, bo obecnie ujemnej, stawki LIBOR. Scenariusze są różne, a według naszych źródeł poważnie rozważana jest opcja przeliczenia kredytu frankowego na hipotetyczny złotowy, analogiczny do frankowego, który byłby zaciągnięty w tym samym momencie (szczyt sprzedaży hipotek frankowych przypadł na lata 2005–2008). Mogłoby dojść do obliczenia sumy do tej pory spłaconych przez frankowicza rat i porównania tego z kwotą, jaką zapłaciłby przy hipotetycznym kredycie złotowym. Gdyby ta pierwsza kwota była wyższa, bank zwróciłby klientowi nadwyżkę. Po konwersji miałby on więc kredyt złotowy, zniknęłoby ryzyko kursowe, choć oprocentowanie miałby wyższe niż w kredycie frankowym (stawka WIBOR 3M wynosi 1,7 proc., LIBOR 3M -0,7 proc.).
Jednak większym problemem niż sama różnica sumy rat w kredycie frankowym i analogicznym złotowym jest wzrost kursu franka. Teraz sięga 3,95 zł, a sporo hipotek zaciąganych było przy kursie nieco ponad 2 zł (średnia szacowana jest na 2,50 zł) i dług wyrażony w złotych mocno urósł. Przewalutowanie – w zależności od tego, po jakim kursie – skutkować więc będzie kosztem dla banku. Rozważane jest też wydłużenie po konwersji na złote okresu spłaty, aby zachować wysokość miesięcznych rat.
Co z kapitałem?
– Ugoda, której efektem byłoby zmniejszenie wartości zadłużenia w złotych, miałaby sens dla frankowiczów – mówi Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego. – Wielu doskwiera nie tyle wysokość miesięcznych rat, co wzrost wartości zadłużenia. Często kwota pozostałego do spłaty kredytu jest wyższa od wartości nieruchomości i, pomimo lat spłat, jest zbliżona do kwoty zaciągniętego kredytu. Tacy klienci są „uwięzieni" w swoich nieruchomościach, co często komplikuje im życie osobiste. To oni mogą być zainteresowani ugodami, które miałyby tę przewagę nad procesami sądowymi, że przyniosłyby rozwiązanie przewidywalne i szybciej niż postępowania sądowe, które zwykle trwają co najmniej dwa–trzy lata – opisuje.
Odpowiedź klientów na próbę ugody będzie uzależniona od jej warunków. Zasada jest prosta: im większa korzyść dla klienta, tym większy koszt dla banku. Dotyczy to też czasu: szybkość ugód jest dobra dla klienta, ale dla banków oznacza ryzyko skumulowania kosztów w krótkim czasie, na co nie wszystkie banki stać.
Zdaniem Powierży propozycja może odpowiadać niektórym klientom. – Ugody mogą być atrakcyjne dla osób planujących sprzedaż mieszkania. Raczej nie skorzystają z nich ci, którzy mają pieniądze, czas i odwagę, aby iść do sądu, oraz ci, którzy nie planują sprzedaży mieszkania – ucina.