Wchodzimy w decydującą fazę konfliktu o kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym. W tym tygodniu dojdzie do dwóch wydarzeń, które będą decydujące dla dalszych losów tej wojny.
Po pierwsze, rząd musi opublikować w Dzienniku Ustaw czwartkowe orzeczenie Trybunału w sprawie legalności wyboru sędziów TK dokonanego przez Platformę na początku października. Trybunał uznał, że przy wyborze dwóch sędziów PO złamała konstytucję, ale trzech sędziów zostało wybranych zgodnie z prawem. I wezwał prezydenta do ich zaprzysiężenia.
Spór o Dziennik Ustaw
Dopiero w momencie publikacji w Dzienniku Ustaw decyzja Trybunału wchodzi w życie. Czy to kwestia wyłącznie techniczna? Data publikacji także może się stać polem do konfliktu. Były prezes Trybunału Jerzy Stępień zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu, że w 2007 r. jako premier opóźniał publikację wyroku TK dewastującego ustawę lustracyjną autorstwa PiS.
Dopiero po publikacji orzeczenia odniesie się do niego prezydent – tak wynika z zapowiedzi współpracowników Andrzeja Dudy. Prezydent co prawda w czwartkowy wieczór wygłosił telewizyjne orędzie do narodu, ale nie odniósł się w nim bezpośrednio do orzeczenia TK, które zapadło kilka godzin wcześniej.
To na prezydencie ciąży największa prawna odpowiedzialność. Jeśli zlekceważy orzeczenie i odmówi „niezwłocznego" przyjęcia ślubowania od trzech sędziów – narazi się na zarzut łamania konstytucji. Na razie będzie to jedynie zarzut polityczny, jako że o naruszeniu prawa przez prezydenta przesądza Trybunał Stanu. Co prawda Platforma dysponuje odpowiednią liczbą parlamentarzystów (140), żeby rozpocząć procedurę przed TS, ale nie ma odpowiedniej większości (2/3 głosów posłów i senatorów razem wziętych), by procedurę zakończyć.