Zuzanna Dąbrowska: Strajk Kobiet na manowcach

Odrzucenie przez OSK lewicowej polityki sprawi, że ta kolejna organizacja ulicznej opozycji podzieli los KOD-u. Najbardziej skorzysta na tym Prawo i Sprawiedliwość.

Aktualizacja: 30.04.2021 22:43 Publikacja: 29.04.2021 18:47

Zuzanna Dąbrowska: Strajk Kobiet na manowcach

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Gdyby zrobić film (zapewne serial – dramat obyczajowy, najlepiej na Netflixie) o relacjach lewicy różnej maści z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet, zapewne można by go reklamować w trailerze tej treści: „to historia fascynacji, wielkich emocji, na tle dramatycznych wydarzeń, na skutek których bohaterki i bohaterowie oddalają się od siebie na zawsze, łamiąc serca sobie i wyborcom".

Ale prawda jest taka, że w tym związku miłości nie było od początku. I tu jedna uwaga słownikowa: pisząc „Ogólnopolski Strajk Kobiet", mam na myśli wąską grupę aktywistek, które w odpowiednim momencie stanęły na czele protestów i powołały swoją Radę Konsultacyjną. Pisząc natomiast o lewicy, mam na myśli polityków, posłów i posłanki oraz dziesiątki działaczy i działaczek w całej Polsce.

Marta Lempart zrezygnowała z kandydowania z list lewicy do Sejmu w ostatnich wyborach. Nie dogadała się. Pozostał za to wielki resentyment wobec dwójki polityków: Krzysztofa Śmiszka i Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Padły zarzuty o przywłaszczaniu sobie dorobku Czarnego Protestu z 2017 r. i oskarżenia o nielojalność.

To się w polityce zdarza. Ale przyszedł 22 października 2020 r., kiedy Trybunał Konstytucyjny, kierowany przez Julię Przyłębską, orzekł o niezgodności z konstytucją trzeciej przesłanki zezwalającej na przerwanie ciąży. Pierwsza demonstracja pod gmachem Trybunału została zorganizowana przez ugrupowania lewicowe, głównie Razem i aktywistki z różnych grup kobiecych. Kolejne protesty pomału jednak przejmował Strajk Kobiet, błyskawicznie się rozwijający i będący świetną platformą współpracy. Po pierwszych, spontanicznych zbiórkach składek na działalność pojawiła się prowadzona przez Martę Lempart fundacja, a OSK zyskała od miasta prestiżowy wielki lokal na swoją działalność, przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Powołano Radę Konsultacyjną, w skład której weszły w zdecydowanej większości osoby niekojarzone z lewicą. A lewicowe posłanki wpuszczane były za stół prezydialny OSK w czasie konferencji coraz rzadziej. Ratowało je trochę obrywanie od policji na protestach, ale na łaskawość charyzmatycznej liderki nie zasłużyły.

A potem Strajk umilkł. Trzecia fala pandemii zamknęła w domach nawet najbardziej zaangażowane osoby. Podobno zbierane są podpisy pod projektem liberalizującym prawo aborcyjne. Raczej po cichu.

Najnowsza odsłona dramatu wybuchała po tym, jak lewica dogadała się z PiS-em w sprawie europejskich funduszy. Używając znanych powszechnie z ulic wyrażeń, OSK odsądził lewicowych polityków od czci i wiary, dając im 24 godziny na zmianę zdania. Ponieważ nic się w tym czasie nie wydarzyło, ultimatum zostało powtórzone. Pewnie przypadkiem argumenty były identyczne z tymi, które od początku wypowiadali politycy Koalicji Obywatelskiej: że zdrada, że sprzedanie praw kobiet i kolaboracja z wrogiem, a w ogóle, to wy... Nawet dla niektórych członków Rady Konsultacyjnej OSK to było za wiele.

W ten sposób kolejna odsłona spontanicznego oddolnego protestu utknęła w koleinach polityki i nadziei na dobre miejsce na liście wyborczej.

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami