Premier Beata Szydło stwierdziła w poniedziałek podczas konferencji prasowej, że zapowiadając poparcie dla zakazu aborcji, mówiła prywatnie, nie jako premier. – Nie ma w tej chwili w Polsce takiego tematu – stwierdziła.
Ale temat jest. Można zrozumieć, że PiS, mając wystarczająco dużo problemów z Trybunałem Konstytucyjnym, stadninami koni, wycinką Puszczy Białowieskiej itp., chce kolejny drażliwy konflikt wygasić.
Jednak wiele wskazuje na to, że za jakiś czas uważający się za katolików posłowie staną przed wielkim dylematem moralnym podczas głosowania w sprawie obywatelskiego projektu ustawy całkowicie zakazującej aborcji.
Stanowisko Kościoła jest jednoznaczne i niezmienne od lat. Trudno się też dziwić, że teraz dostrzegł szansę na zmianę ustawodawstwa dotyczącego aborcji – jest bowiem bardzo mało prawdopodobne, by w przyszłości powstał równie konserwatywny parlament jak dzisiaj. Ale właśnie tu dochodzimy do najpoważniejszego problemu: długofalowych konsekwencji decyzji o naruszeniu tzw. kompromisu aborcyjnego.
Św. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae" postawił katolickim politykom surowe warunki: „Jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy, i zmierzającym w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków".