Jacek Nizinkiewicz: Syn Beaty Szydło żywą tarczą dla Daniela Obajtka

Wykorzystywanie i atakowanie dzieci w polityce jest niegodne. Gorzej, gdy sami rodzice używają ich instrumentalnie dla partyjnego zysku i ochrony interesów.

Publikacja: 18.03.2021 21:00

Jacek Nizinkiewicz: Syn Beaty Szydło żywą tarczą dla Daniela Obajtka

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Tymoteusz Szydło był osobą prywatną do momentu, w którym Beata Szydło postanowiła upublicznić jego życie. W 2017 r. ówczesna szefowa rządu chwaliła się synem księdzem w mediach. Zdjęcia pani premier z młodym klerykiem obiegły Polskę, zdobiły okładkę tygodnika „Do Rzeczy", a media o. Rydzyka transmitowały mszę prymicyjną kapłana. To nie paparazzi polowali na dziecko szefowej rządu, ale Beata Szydło zaprosiła media do prywatnego życia. Wtedy politycznie opłacało się pokazać w większości katolickiemu społeczeństwu, że takiego pięknego syna tradycyjna polska rodzina wykierowała na duchownego.

Sytuacja się zmieniła, gdy Tymoteusz poprosił o przeniesienie do stanu świeckiego i dyspensę od celibatu. Beata Szydło przestała chwalić się dzieckiem. Syn stał się tematem tabu. Jednak nagle temat wrócił za sprawą publikacji Oko.Press, z której dowiadujemy się, że syn europoseł PiS pod zmienionym nazwiskiem pracuje w firmie, w której udziałowcem jest Daniel Obajtek. I bomba wybuchła.

Czołowi przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy z premierem Morawieckim na czele rzucili się do obrony Tymoteusza. „Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka. Takie nagonki powinny spotkać się z bezwzględnym i powszechnym napiętnowaniem. Także ze strony środowiska dziennikarskiego" – napisał szef rządu. W sukurs poszli inni politycy obozu władzy, popełniając bliźniacze wpisy. Ale nie od razu.

Od pierwszych informacji o zatrudnieniu syna byłej premier w ERG Bieruń Folie do zmasowanej akcji medialnej PiS minęły godziny. W obronie prywatności byłego kleryka stanęli szybko dziennikarze, w tym przedstawiciele Radia ZET i RMF. Na wsparcie premiera Szydło musiała czekać wiele godzin. Dlaczego? Władza zdała sobie sprawę, że temat staje się głośny i paradoksalnie warto go... podgrzać. Tematem „ataku na dziecko" postanowiono przykryć problemy Daniela Obajtka.

Spółka, w której pracuje syn Szydło, dostaje gigantyczne wsparcie publiczne i jest powiązana z Obajtkiem.

Sprawa byłego wójta Pcimia ujawniła sieć powiązań i zależności finansowych w obozie władzy. Przestraszono się, że Obajtek może być wierzchołkiem góry lodowej problemów PiS.

Dlatego władza uruchomiła akcję „zagadania" tematu, czyniąc z syna Szydło fałszywą ofiarę nagonki mediów, choć sami realne nagonki na dzieci konkurentów urządzali, żeby tylko wskazać ataki na dzieci Bronisława Komorowskiego czy Rafała Trzaskowskiego.

Teraz dzieci polityków są święte i wyłączone z politycznych sporów. Szkoda pana Tymoteusza, którego najbliżsi wykorzystali już raz politycznie, a teraz starają się zrobić to drugi raz. Pozostaje życzyć mu szczęścia.

Tymoteusz Szydło był osobą prywatną do momentu, w którym Beata Szydło postanowiła upublicznić jego życie. W 2017 r. ówczesna szefowa rządu chwaliła się synem księdzem w mediach. Zdjęcia pani premier z młodym klerykiem obiegły Polskę, zdobiły okładkę tygodnika „Do Rzeczy", a media o. Rydzyka transmitowały mszę prymicyjną kapłana. To nie paparazzi polowali na dziecko szefowej rządu, ale Beata Szydło zaprosiła media do prywatnego życia. Wtedy politycznie opłacało się pokazać w większości katolickiemu społeczeństwu, że takiego pięknego syna tradycyjna polska rodzina wykierowała na duchownego.

Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem