Michał Szułdrzyński: Kampania wyborcza służy Rafałowi Trzaskowskiemu, nie Andrzejowi Dudzie

Ogłaszanie przez prezydenta każdej rządowej inicjatywy jako elementu kampanii paradoksalnie przyczynia się zwiększenia poczucia jego zbędności.

Aktualizacja: 05.06.2020 06:05 Publikacja: 04.06.2020 19:17

Michał Szułdrzyński: Kampania wyborcza służy Rafałowi Trzaskowskiemu, nie Andrzejowi Dudzie

Foto: AFP

Jeśli ktoś z PiS uważał, że przyspieszenie kalendarza wyborczego utrudni życie Rafałowi Trzaskowskiemu i zaszkodzi mu w kampanii, nie docenił skali społecznych emocji, jaka powstała wokół tego kandydata. Każda próba podstawienia mu nogi, np. pomysł, by zmienić wzór karty z podpisami wyborców, może zadziałać na jego korzyść. Ekstremalnie krótki termin na zbieranie podpisów jego sztab postanowił wykorzystać do maksymalnej mobilizacji swoich wyborców jako emocjonalne paliwo. Formalność, jaką jest zgłoszenie wniosku do PKW o rejestrację komitetu, Trzaskowski zmienił w wiec, po wyjściu z budynku, wołając przez megafon do zwolenników „Mamy dość!”.

Również ataki ze strony rządowej telewizji mogą mu pomóc zmobilizować wyborców, bo kreują go na postać dla obozu PiS niebezpieczną, a więc na polityka ważnego, który może realnie zagrozić Andrzejowi Dudzie, i budują jego pozycję. A wciąganie do kampanii jego małoletnich dzieci budzi współczucie. Tak czy inaczej dzięki TVP uwaga koncentruje się na nim.

Jest jeszcze jeden czynnik, który stawia Trzaskowskiego w lepszej sytuacji niż Dudę. Kandydat PO nie ma nic do stracenia. Nie jest liderem partii, który musi utrzymać władzę. Na starcie może się tylko zbudować bez względu na wyborczy wynik. Jak przegra, pozostanie przez kolejnych parę lat prezydentem jednego z najszybciej rozwijających się miast w tej części Europy.

W przeciwieństwie do niego Duda gra o wszystko. Potencjalna przegrana oznaczałaby koniec jego kariery politycznej i – choć jest w wieku Trzaskowskiego – przejście na przyspieszoną polityczną emeryturę.

Dlatego kampania Dudy w wielu miejscach wygląda na robioną na siłę. By dorzucić mu jakichś atutów, mocno zaangażował się cały rząd. Prezydent występuje z premierem, ogłaszając plany kolejnych inwestycji. Sęk w tym, że to nie prezydent buduje porty, huby komunikacyjne itp., instrumenty do tego w ręku ma rząd. To więc ryzykowny pomysł na kampanię z trzech powodów. Po pierwsze, może prowadzić do rozliczenia PiS z realizacji dotychczasowych planów inwestycyjnych. Rządzący byli skuteczni w wydawaniu publicznych pieniędzy w sytuacji wzrostu wpływów budżetowych wynikających z koniunktury i uszczelnienia systemu podatkowego. Ale inwestycje publiczne kulały – opóźniała się budowa dróg, kolei, polskiego promu, samochodów elektrycznych i innych. Po drugie, ta strategia mocno skleja Dudę z PiS. To więc zakład z losem, czy obóz pro-PiS będzie liczniejszy niż anty-PiS. I – po trzecie – plan inwestycyjny może być wykonany równie dobrze i w czasie kohabitacji rządu z prezydentem z innego obozu. Ogłaszanie przez Dudę planu oczek wodnych, zwiększenia funduszy dla kół gospodyń wiejskich – spraw niezwiązanych z urzędem prezydenta – sprawia wrażenie pewnej sztuczności, zamiast budować pozycję Dudy. Buduje przekaz o jego zbędności, tworzy wizerunek ornamentu PiS, a nie samodzielnego polityka. Jak zauważył jeden z komentatorów, na wspólnych konferencjach Duda wygląda jak asystent premiera, a nie głowa państwa.

W dodatku powrót do TVP Jacka Kurskiego, choć ma kampanii Dudy pomóc, tylko wrażenie nieważności utwierdza, bo to on domagał się trzy miesiące temu wyrzucenia ze stanowiska prezesa rządowej telewizji.

Oczywiście wszystkie sondaże dziś pokazują, że Duda ma największe szanse na wygraną. Tyle że stanie się to pomimo, a nie dzięki tej kampanii wyborczej.

Jeśli ktoś z PiS uważał, że przyspieszenie kalendarza wyborczego utrudni życie Rafałowi Trzaskowskiemu i zaszkodzi mu w kampanii, nie docenił skali społecznych emocji, jaka powstała wokół tego kandydata. Każda próba podstawienia mu nogi, np. pomysł, by zmienić wzór karty z podpisami wyborców, może zadziałać na jego korzyść. Ekstremalnie krótki termin na zbieranie podpisów jego sztab postanowił wykorzystać do maksymalnej mobilizacji swoich wyborców jako emocjonalne paliwo. Formalność, jaką jest zgłoszenie wniosku do PKW o rejestrację komitetu, Trzaskowski zmienił w wiec, po wyjściu z budynku, wołając przez megafon do zwolenników „Mamy dość!”.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem