– My już jesteśmy na rozbiegu kampanii prezydenckiej, a co za tym idzie, będziemy za chwilę ogłaszali skład sztabu – zapowiedział pod koniec października ub. roku Joachim Brudziński, prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego. W Pałacu Prezydenckim zawrzało. Kampanijne decyzje personalne w otoczeniu Dudy nie zapadły, sztab nie był formowany, a tymczasem PiS dał jasny sygnał, że Kancelaria Prezydenta nie będzie miała dużo do powiedzenia w kampanii. Napięcie na linii Pałac Prezydencki–Nowogrodzka było tak duże, że prezydenccy urzędnicy wprost mówili o aberracji, a sam Brudziński przyznał, że „palnął” o rychłym powołaniu sztabu wyborczego.

Po kilku miesiącach okazało się jednak, że Brudziński nie „palnął”, ale wygadał się. Europoseł został szefem sztabu wyborczego Dudy i wraz z europosłanką Beatą Szydło będą odpowiadać za kampanię prezydenta. W skład sztabu wejdą również rzecznik i wiceszef Kancelarii Prezydenta, ale pierwsze skrzypce będą w nim grali szef Kancelarii Premiera, szef komitetu wykonawczego PiS, wicerzecznik partii. Rządzący nie ukrywają, że Duda nie ma kim robić kampanii, ale też jest od PiS uzależniony finansowo i merytorycznie. Stąd też zmiana kursu w prekampanii.

W przededniu kampanii prezydenckiej Andrzej Duda zaprzecza samemu sobie sprzed poprzednich wyborów. Kandydat Duda w 2015 roku był otwarty, koncyliacyjny, szukał poparcia i porozumienia wśród wielu środowisk, mówił językiem zgody, zapowiadał budowę wspólnoty. Z Dudy z 2015 roku nie zostało nic. Prezydent zradykalizował się, bo tak kazali mu doradcy, z których kalkulacji wynika, że musi przejąć wyborców Konfederacji. Wewnętrzne badania musiały jednak zaniepokoić PiS, gdyż Duda zdecydował się otworzyć bramy Pałacu i spotkać się z przedstawicielami klubów i kół poselskich ws. reformy sądownictwa. Efektów rozmów brak, ale w świat poszedł przekaz, że pierwszy obywatel jest otwarty na spotkania. Powrót Dudy do retoryki arbitra nie uda się, gdyż ws. sądownictwa władza nie zamierza się cofnąć. PiS ryzykuje reelekcją Dudy, a na radykalizacji prezydenta zyskuje jedynie Zbigniew Ziobro.

Minister sprawiedliwości zachowuje się, jakby był w sztabie opozycji. Gra na siebie i szkodzi Dudzie. Wzrasta zaufanie Polaków do Ziobry (sondaż CBOS), ale kosztem poparcia dla PiS i Dudy. Szef Solidarnej Polski buduje się na czas po Kaczyńskim. Tymczasem rządzący nie są pewni zwycięstwa prezydenta. Gdyby było inaczej, to zostawiliby przeprowadzenie ustaw sądowych na po wyborach, nie ryzykując reelekcji swojego kandydata. Co PiS zrobi, żeby Duda wygrał?

Rządzący liczą na krótką kampanię. Marszałek Sejmu ma ogłosić wybory na 10 maja, a to szczęśliwa data dla władzy, gdyż pięć lat temu Duda właśnie 10 maja wygrał pierwszą turę. Wybory odbędą się po serii majowych świąt i defilad, podczas których Duda odegra wiodącą rolę. Władza liczy też, że kandydaci opozycji będą sami się zwalczać, tak jak sami z sobą będą debatować, bo Duda w I turze w debatach udziału nie weźmie. Szkopuł w tym, że podobny plan miał sztab Bronisława Komorowskiego. I wiadomo, czym się skończyło.