Koalicja Europejska, wzbogacona o PSL, jest wyborczym prototypem na użytek startu do Parlamentu Europejskiego. Jeśli się sprawdzi, ulepszoną wersję 2.0 jej uczestnicy przedstawią we wrześniu, przed głosowaniem krajowym.
Może gdyby nie ujawnienie targów o „jedynkę" między Wiosną a Razem, poparcie dla idei przystąpienia SLD do KE byłoby mniejsze wśród jej terenowych organizacji. Kiedy jednak się okazało, że wśród emblematycznych ideowców występuje targowanie się o miejsca, Sojusz odrzucił kompleksy pragmatyzmu i rzucił się w objęcia PO. Zachowanie lewicowej konkurencji tylko mu w tym pomogło. Nie wszyscy byli zadowoleni. „Tłumaczenie, że musimy bronić demokracji, jest denne. Nie jestem zwolenniczką rządu PiS, ale jeśli demokracja jest teraz zagrożona, to za PO była bardziej. Pierwszy raz nie mogę głosować na moje SLD. Smutne" – napisała na TT jedna z młodych działaczek Sojuszu, ale był to głos dość odosobniony.
Włodzimierz Czarzasty miał prosty wybór: albo prawie całe SLD pójdzie w Koalicji Europejskiej, albo pójdzie tam połowa SLD – bez niego. A na to pozwolić sobie nie mógł, choć spotkanie oko w oko z Leszkiem Millerem na jednej liście nie jest dla przewodniczącego Sojuszu najmilszym z doznań.
W PSL już analizowane są „jedynki" i „dwójki" dla stronnictwa, które można uzyskać od PO: Jarosław Kalinowski ma uzyskać „jedynkę" na Mazowszu, a Adam Jarubas „dwójkę" w Kieleckiem, zaraz za Różą Thun. Co jeszcze uda się wytargować? Negocjacje w toku, a partnerów sporo: Włodzimierz Cimoszewicz z „jedynką" w Warszawie traktowany jest np. jako polityk SLD, choć – jak nieoficjalnie podkreślają ludzie z Sojuszu – już od dawna nic wspólnego z partią nie ma, a do Senatu poparła go PO.
Schetyna uzyskał to, czego chciał najbardziej: efekt przyrastania nowych sojuszników. Zieloni, choć to sondażowo nieduża siła, przypieczętowali sprawę po lewej stronie. Ale nawet oni nie uniknęli krytyki płynącej z własnych szeregów i ze środowisk obrońców praw zwierząt i ekologów, a także ogłaszanych w mediach społecznościowych odejść z partii.