Donald Trump trafił na równego sobie

Współpracownicy sypią prezydenta. A Kongres mogą odbić demokraci. Impeachment staje się realny.

Aktualizacja: 22.08.2018 22:49 Publikacja: 22.08.2018 18:40

Donald Trump trafił na równego sobie

Foto: AFP

To zbieg okoliczności, ale we wtorek w odstępie zaledwie kilkunastu minut w sądach w Waszyngtonie i Nowym Jorku zapadły wyroki, które bardzo osłabiają linię obrony amerykańskiego prezydenta.

Michael Cohen, przez dziesięć lat osobisty prawnik Donald Trumpa, który zapewniał, że „jest gotów oddać życie” za miliardera, zdecydował się zdradzić swojego mocodawcę. Aby uniknąć kary 65 lat więzienia, przyznał, że w 2016 r. na dwa miesiące przed wyborami z polecenia Trumpa przekazał 130 i 150 tys. dolarów modelce Karen MacDougal i byłej aktorce porno Stormy Daniels za dyskrecję w sprawie romansów, jakie miały z obecnym prezydentem.

Takie tajne przelewy – które, gdyby zostały ujawnione w czasie kampanii, miałyby wpływ na wynik wyborów – są bardzo poważnym złamaniem amerykańskiego prawa. A jak pokazują nagrania, które zaprezentował Cohen, Trump doskonale o nich wiedział.

Sukces prokuratora

Mniej więcej w tym samym momencie ława przysięgłych w Waszyngtonie uznała byłego szefa sztabu wyborczego Trumpa Paula Manaforta za winnego w ośmiu przypadkach defraudacji funduszy i oszustw podatkowych, w szczególności gdy współpracował z prorosyjskim prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem.

Mowa o człowieku, bez którego Trump zapewne nie otrzymałby nominacji Partii Republikańskiej. I choć wtorkowy wyrok nie dotyczy bezpośrednio możliwych powiązań Trumpa z Kremlem, to stanowi pierwszy poważny sukces prowadzącego śledztwo w tej sprawie specjalnego prokuratora Roberta Muellera. Zagrożony pozostaniem w więzieniu do końca swoich dni 69-letni Manafort też może zacząć sypać. A przecież uczestniczył on w spotkaniach wysłanników Kremla z zięciem prezydenta Jaredem Kushnerem w sprawie „haków” na Hillary Clinton.

W długiej karierze biznesowej, a potem politycznej, Trump stosował brutalne metody, aby pozbyć się przeciwników. Posunął się nawet do zdymisjonowania szefa FBI Jamesa Comeya i szefa CIA Johna Brennana, gdy uznał, że są wobec niego nielojalni. Ale nigdy na drodze miliardera nie stanął człowiek pokroju Muellera. Prowadząc z żelazną konsekwencją śledztwo, prokurator przekonał do współpracy ludzi z najbliższego kręgu prezydenta, nie tylko Cohena i być może Manaforta, ale także byłego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna czy byłego doradcę ds. zagranicznych George’a Papadopoulosa.

Powtarzając, że działania szefa komisji śledczej to tylko „polowanie na czarownice”, bo „nie było współdziałania z Rosjanami”, Trump coraz bardziej daje wyraz swojej bezsilności. Wie, że w rozgrywce nie chodzi tylko o ukrycie brudnych zagrywek obyczajowych i finansowych, które i tak są częścią amerykańskiego życia biznesowego i politycznego, ale też o podważenie legitymizacji jego prezydentury, a nawet uznanie go za zdrajcę, który współdziałał z Rosjanami w podważaniu podstaw amerykańskiej demokracji.

Poparcie nie maleje

Ale nawet z najlepszymi dowodami to nie Mueller ani sądy doprowadzą do uznania Trumpa za winnego takiej zbrodni. Prezydenta chroni immunitet i tylko procedura impeachmentu stanowi dla niego realne zagrożenie. Decyzję o jej wszczęciu podejmuje Izba Reprezentantów, a ostateczny wyrok zapada za sprawą Senatu.

Na razie w obu tych gremiach większość mają republikanie, którzy nauczeni zmarginalizowaniem przez Trumpa partyjnego establishmentu w wyborach w 2016 r. nie chcą otwarcie występować przeciw prezydentowi. Tym bardziej że Trumpa wciąż popiera 46 proc. wyborców (53 proc. nie ma do niego zaufania). Dla twardego elektoratu miliardera wciąż ważniejszy jest dobry stan amerykańskiej gospodarki czy twarda polityka wobec Chin i imigrantów z Meksyku niż kłopoty Trumpa z prawem.

Jednak przed listopadowymi wyborami do Kongresu demokraci mają w sondażach poważną przewagą 6–7 punktów procentowych nad republikanami. To daje im sporą szansę na odbicie większości w Izbie Reprezentantów. Z Senatem będzie trudniej, bo w tym roku w grze będzie tylko 33 mandatów, z czego 26 zajmowanych do tej pory przez demokratów. Jeśli jednak republikanie stracą dwóch z siedmiu z senatorów, których przyjdzie im w tych wyborach bronić, a jednocześnie nie odbiją żadnego mandatu od demokratów, także izba wyższa Kongresu będzie zdominowana przez demokratyczną większość, do której może należeć ostatnie słowo w sprawie odsunięcia Trumpa.

Mobilizacja elektoratu

To jednak tylko prognozy. Analitycy CBS nie bez racji przypominają, jak bardzo instytuty badania opinii publicznej pomyliły się w 2016 r., wróżąc „pewne” zwycięstwo Clinton. Ich zdaniem podobnie może być z wynikami wyborów do Kongresu. Ale jednocześnie przyznają, że wielką szansą demokratów jest nie tyle przekonanie do swoich racji zatwardziałych wyborców Trumpa, ile zmobilizowanie do urn osób, które do tej pory nie głosowały. Coraz więcej świadczy o tym, że może się tak stać. W prawyborach do Kongresu w dwóch kluczowych dla wyniku wyborów prezydenckich w 2016 r. stanach, Minnesocie i Wisconsin, nie widziano takiej mobilizacji od dziesięcioleci. To sygnał, że republikanie nie mogą spać spokojnie.

Kłopoty Trumpa osłabiają amerykański soft power, wizerunek kraju, który broni uniwersalnych wartości i przez to powinien zyskać poparcie światowej opinii publicznej w konfrontacji z Rosją czy Chinami. Z drugiej jednak strony oskarżenia o współpracę z Kremlem nie tylko powstrzymują prezydenta przed bliższą współpracą z Moskwą, ale nawet skłaniają go do twardszej postawy wobec Władimira Putina. Podobnie zresztą jak Kongres. Zapewne bez tego Waszyngton nie rozważałby nałożenia sankcji na Niemcy za budowę Nord Stream 2, rozlokowania na stałe wojsk amerykańskich w Polsce i zaostrzenia sankcji wobec Rosji za próbę zabójstwa Siergieja Skripala.

Być może więc układ, w którym Trump pozostaje w Białym Domu, a Mueller długo prowadzi przeciw niemu śledztwu, jest dla Polski najlepszy.

To zbieg okoliczności, ale we wtorek w odstępie zaledwie kilkunastu minut w sądach w Waszyngtonie i Nowym Jorku zapadły wyroki, które bardzo osłabiają linię obrony amerykańskiego prezydenta.

Michael Cohen, przez dziesięć lat osobisty prawnik Donald Trumpa, który zapewniał, że „jest gotów oddać życie” za miliardera, zdecydował się zdradzić swojego mocodawcę. Aby uniknąć kary 65 lat więzienia, przyznał, że w 2016 r. na dwa miesiące przed wyborami z polecenia Trumpa przekazał 130 i 150 tys. dolarów modelce Karen MacDougal i byłej aktorce porno Stormy Daniels za dyskrecję w sprawie romansów, jakie miały z obecnym prezydentem.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem