To, że przegrywający sprawę sądową obowiązany jest zwrócić wygrywającemu przeciwnikowi wydatek na przyjazd prawnika do sądu, zostało już rozstrzygnięte wcześniej. Na przykład w postanowieniu z 25 października 2012 r. (IV CZ 109/12) Sąd Najwyższy stwierdził, że nie musi to być zresztą najtańszy transport. Jeśli ze względu na znaczną odległość do sądu jest to celowe, można skorzystać z transportu lotniczego.
Problem, z którym zwraca się toruński sąd, to jak liczyć tę rekompensatę.
Oczywiście ostatecznie ponosi je przegrywający sprawę, ale jeśli refundacja jest niepełna, to może je ponieść wygrywający, adwokat nie będzie przecież dopłacał do sprawy.
Kwestia ta wynikła w sprawie Andrzeja S. przeciwko Krzysztofowi i Elżbiecie S. o zapłatę pewnej kwoty. Po cofnięciu powództwa sąd umorzył postępowania, zasądzając dla pozwanego (formalnie wygrywającego) 634 zł zwrotu kosztów procesu, tzn. 600 zł minimalnego wynagrodzenia pełnomocnika plus 34 zł opłaty skarbowej od pełnomocnictwa, choć ten domagał się nadto 720 zł za trzykrotny przejazd z Bydgoszczy do Torunia i z powrotem. Tę kwotę wyliczył, mnożąc liczbę kilometrów i stawkę przewidzianą dla pojazdu o pojemności silnika powyżej 900 cm za podróże służbowe.
Do tej pory Sąd Najwyższy nie zajmował się szerzej tym problemem. We wspomnianym postanowieniu zaakceptował ustalenie kosztów dojazdu pełnomocnika na podstawie rozporządzenia ministra infrastruktury z 25 marca 2002 r. w sprawie ustalania zwrotu kosztów używania do celów służbowych samochodów osobowych, motocykli niebędących własnością pracodawcy. Po te stawki sięga także rozporządzenie ministra pracy i polityki społecznej z 29 stycznia 2013 r. w sprawie należności przysługujących pracownikowi państwowej lub samorządowej jednostki sfery budżetowej z tytułu podróży służbowej.