Starzejemy się w zastraszającym tempie. Według danych zaprezentowanych na Forum Ekonomicznym w Krynicy w 2035 r. aż jedna czwarta Polaków przekroczy 65. rok życia, a w 2060 r. – połowa z nas będzie miała więcej niż 50 lat.
Podczas dwóch paneli dyskusyjnych dotyczących polityki senioralnej, które odbyły się w Krynicy, ich uczestnicy próbowali zmierzyć się przede wszystkim z samą definicją seniora. Kto może być za niego uważany? Czy ten, który czuje się człowiekiem dojrzałym? Czy może ten, kto jest uzależniony od pomocy innej osoby? Demografowie określają tę grupę: „osoby powyżej 65. roku życia". Statystyki Narodowego Funduszu Zdrowia potwierdzają tę granicę. Fundusz już dziś wydaje na leczenie takich osób ponad 35 proc. budżetu.
– Sytuację tę, jak się wydaje, zauważyli politycy – podkreśla prof. Bolesław Samoliński, założyciel Koalicji na rzecz Zdrowego Starzenia się. – Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który utworzył w parlamencie stałą komisję do spraw polityki senioralnej.
Z medycznego punktu widzenia problem seniorów jest niezwykłym wyzwaniem. Po pierwsze, u starszych pacjentów mamy do czynienia z sytuacją, w której chorują one nie na jedną, ale na kilka chorób. Ponieważ biorą w związku z tym kilka leków, skutki leczenia przypominają czasem ruletkę. Bywa też tak, że jeden lek, jak na przykład diuretyk na nadciśnienie, powoduje kolejny problem medyczny, jakim jest np. nietrzymanie moczu.
Specjaliści podkreślają, że aby zmierzyć się z tym problemem, należy przede wszystkim precyzyjnie określić miejsce ludzi starszych w systemie ochrony zdrowia. Do ich potrzeb nie są dostosowane szpitale, nie ma szkoleń dla lekarzy w dziedzinie geriatrii, dramatycznie mało jest też samych geriatrów, a przecież już dzisiaj seniorzy stanowią prawie 40 proc. pacjentów w szpitalach. Często do nich wracają, co też jest kolejnym kłopotem.