W szpitalach leczy się głównie COVID. Pacjenci przypłacą to życiem

Podczas czwartej fali koronawirus wyłączył większość oddziałów zabiegowych. Pacjenci przypłacą to zdrowiem i życiem.

Aktualizacja: 27.12.2021 10:36 Publikacja: 26.12.2021 20:00

W szpitalach leczy się głównie COVID. Pacjenci przypłacą to życiem

Foto: Omar Marques / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM

Tej jesieni Ministerstwo Zdrowia nie wzywało szpitali do wstrzymania zabiegów planowych jak podczas poprzednich fal koronawirusa. Nie musiało. Dla dyrektorów placówek i białego personelu już było jasne, że na planowe zabiegi chirurgiczne, ortopedyczne czy naczyniowe nie będzie miejsca, a oddziały zabiegowe zostaną przekształcone w covidowe. I że operować będzie się wyłącznie w przypadkach zagrożenia życia.

– Na stół operacyjny trafiają wyłącznie pacjenci w stanach nagłych, gdy zabieg chirurgiczny jest niezbędny dla ratowania zdrowia i życia – mówi Renata Florek-Szymańska z Porozumienia Chirurgów (PCh) „Skalpel", chirurg ogólny i naczyniowy.

I dodaje, że w szpitalu wojewódzkim, w którym pracuje, część chirurgii została przekształcona w oddział covidowy, a duża sala pooperacyjna, którą dysponował, służy za oddział intensywnej opieki medycznej dla ciężko chorych na covid.

Czytaj więcej

Zakażony może odmówić leczenia, ale nie może wypisać się ze szpitala

Brakuje miejsca i personelu

Podobnie jest w całym kraju, bo 20,8 tys. hospitalizowanych z powodu SARS-CoV-2, w tym 2 tys. na stanowiskach intensywnej terapii, trzeba gdzieś pomieścić. A 31,7 tys. przygotowanych dla nich łóżek potrzebuje znacznie więcej miejsca niż zwykłe łóżka szpitalne – wymagania związane z epidemią przewidują m.in. większe odległości między stanowiskami i możliwość dojścia do pacjenta z trzech stron. Łóżka covidowe konsumują więc przestrzeń, która zwykle mieści dwa, a nawet trzy razy więcej chorych.

Tam jednak, gdzie covid nie zajął wszystkich oddziałów, problemem bywa brak personelu, szczególnie pielęgniarek. W jednym z największych warszawskich szpitali klinicznych oddział anestezjologii i intensywnej terapii od kilku dni funkcjonuje na 50 proc. Choć teoretycznie można by przeprowadzić minimum operacji planowych, chorymi nie miałby się kto zająć, bo brakuje pielęgniarek.

– Te, które pracowały od lat, złożyły wypowiedzenie w nadziei na podwyżki wynagrodzeń, jednych z najniższych w stolicy. Nie doczekały się i pod koniec roku wybierają urlop, a dyrekcja musiała wyłączyć pół oddziału – mówi członek zespołu.

Za późno na leczenie

Wiele wskazuje na to, że pielęgniarki nie wrócą, a chorzy zapisani na skomplikowane zabiegi planowe poczekają jeszcze dłużej. W braku propozycji z macierzystego szpitala pielęgniarki znalazły bowiem pracę w szpitalach tymczasowych i covidowych, gdzie stawki są wyższe, a do tego przysługują dodatki covidowe.

Dr Florek-Szymańska zauważa, że podobny problem jest z anestezjologami, bez których nie ma mowy o przeprowadzeniu jakiejkolwiek operacji.

– Zawsze było ich mało (według Centralnego Rejestru Lekarzy Naczelnej Izby Lekarskiej w całym kraju jest ich 7754, w tym 7175 wykonujących zawód), a jeśli część z nich zostanie przeniesiona na oddział covidowy, nie ma komu znieczulać do operacji – zauważa.

W efekcie niezoperowani zawczasu pacjenci lądują w szpitalnych oddziałach ratunkowych często w stanie, w którym na wyleczenie jest już za późno.

– Mamy mnóstwo zaawansowanych przypadków chorób, których można by uniknąć. Pacjenci trafiają z krwawieniem z przewodu pokarmowego czy perforacją wrzodu – mówi prezes PCh „Skalpel" Krzysztoof Hałabuz, chirurg dyżurujący na SOR w Radomiu.

Opinia dla „Rzeczpospolitej"
Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie

Covid przykrył inne problemy ochrony zdrowia. Skala tragedii związanych z pandemią jest tak ogromna, że do świadomości społecznej nie przebijają się inne problemy, np. trudna sytuacja w pediatrii i problemy jednego z największych szpitali pediatrycznych w Krakowie-Prokocimiu, zapaść demograficzna kadry medycznej czy skala długu zdrowotnego w kardiologii i onkologii. Covid oswoił zapaść w ochronie zdrowia, a sposób organizacji zmusił do bezradnego rozkładania rąk wobec kolejki pacjentów na szpitalnym oddziale ratunkowym, do przyjęcia na oddział interny, w szpitalu, w którym cała interna została przekształcona w oddział covid. Dziś nie ma już komunikatów ministerstwa o konieczności odwoływania planowych zabiegów – to dzieje się samo z siebie, a wszyscy przyzwyczaili się, że to ,,efekt uboczny" pandemii. Tymczasem z tymi efektami ubocznymi będziemy się mierzyć jeszcze latami po pandemii.


Tej jesieni Ministerstwo Zdrowia nie wzywało szpitali do wstrzymania zabiegów planowych jak podczas poprzednich fal koronawirusa. Nie musiało. Dla dyrektorów placówek i białego personelu już było jasne, że na planowe zabiegi chirurgiczne, ortopedyczne czy naczyniowe nie będzie miejsca, a oddziały zabiegowe zostaną przekształcone w covidowe. I że operować będzie się wyłącznie w przypadkach zagrożenia życia.

– Na stół operacyjny trafiają wyłącznie pacjenci w stanach nagłych, gdy zabieg chirurgiczny jest niezbędny dla ratowania zdrowia i życia – mówi Renata Florek-Szymańska z Porozumienia Chirurgów (PCh) „Skalpel", chirurg ogólny i naczyniowy.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe