Rząd na czwartej fali koronawirusa

Zabójczy dla gospodarki lockdown nie będzie konieczny, jeśli zostaną wprowadzone certyfikaty covidowe – uważają eksperci. Rząd nie bierze tego rozwiązania pod uwagę.

Publikacja: 21.10.2021 19:30

Rząd na czwartej fali koronawirusa

Foto: Fotorzepa, Jakub Mikulski

Od kilku dni można zaobserwować gigantyczny wzrost zakażeń. W czwartek były to 5592 nowe zachorowania – 85 proc. więcej niż przed tygodniem. W środę 5559 – 110 proc. więcej niż przed tygodniem. – Ludzie nie chcą się testować. Myślę, że rzeczywista liczba chorych jest sześć–siedem razy większa – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej ds. Covid-19.

Ekspertów dziwi więc brak działań rządzących, które by zatrzymały transmisję wirusa. – Rząd woli gasić pożary, niż do nich nie dopuszczać – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Nikt z ekspertów nie bierze jednak pod uwagę głębokiego lockdownu, takiego jak w ubiegłym roku. – Powinniśmy pójść drogą francuską czy włoską, czyli maksymalnie wykorzystać to, co dają nam szczepienia i certyfikaty. Tam nie da się nigdzie wejść, do restauracji czy kina, bez takiego dokumentu – mówi prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, członek Rady Medycznej przy premierze. Obostrzenia miałyby obowiązywać w czerwonych strefach.

Czytaj więcej

Część ekspertów chce obostrzeń dla nieposiadających certyfikatów covidowych

Rząd na razie analizuje sytuację w regionach, gdzie widać najwyższy przyrost zachorowań. Głównym wyznacznikiem tego, czy będzie dyskusja o wprowadzeniu obostrzeń, jest wydolność lokalnej służby zdrowia. Ważnym momentem ma być – jak słyszymy – sytuacja w okolicach 1 listopada. Teraz rząd chce się skupić na egzekwowaniu obecnych zasad, mandatach i kontroli. Nie ma też na razie mowy o sprawdzaniu przez dyrektorów szkół, organizatorów imprez albo właścicieli hoteli, czy goście naprawdę są zaszczepieni.

Jak dowiedzieliśmy się, PiS nie przewiduje rozwiązań na wzór francuski. Rządzący są przekonani, że Polacy się do nich nie zastosują. – Efekt byłby i tak odwrotny – ucina jeden z naszych rozmówców.

Rosnąca liczba zakażeń to nie tylko polski problem. W ciągu kilku miesięcy Łotwa z kraju stawianego za wzór walki z pandemią stała się epicentrum choroby na terenie Unii Europejskiej. Z ponad 800 chorymi na 100 tys. mieszkańców wyprzedziła nawet Ukrainę (253 na 100 tys.).

Poza Łotwą najgorsza sytuacja jest w Rumunii, a poza granicami Unii na Ukrainie i w Rosji.

Od kilku dni można zaobserwować gigantyczny wzrost zakażeń. W czwartek były to 5592 nowe zachorowania – 85 proc. więcej niż przed tygodniem. W środę 5559 – 110 proc. więcej niż przed tygodniem. – Ludzie nie chcą się testować. Myślę, że rzeczywista liczba chorych jest sześć–siedem razy większa – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej ds. Covid-19.

Ekspertów dziwi więc brak działań rządzących, które by zatrzymały transmisję wirusa. – Rząd woli gasić pożary, niż do nich nie dopuszczać – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Zdrowie
Choroby zakaźne wracają do Polski. Jakie znaczenie mają dziś szczepienia?
Zdrowie
Peru: Liczba ofiar tropikalnej choroby potroiła się. "Jesteśmy w krytycznej sytuacji"
Zdrowie
W Szwecji dziecko nie kupi kosmetyków przeciwzmarszczkowych
Zdrowie
Nerka genetycznie modyfikowanej świni w ciele człowieka. Udany przeszczep?
Zdrowie
Ptasia grypa zagrozi ludziom? Niepokojące sygnały z Ameryki Południowej