Rzeczpospolita: W ciągu ostatnich dziesięciu lat wiele zmieniło się w diagnostyce i leczeniu szpiczaka mnogiego. Na czym polegają zmiany?
Prof. Roman Hajek: Warto podkreślić dwie kwestie związane z niebywałym sukcesem terapeutycznym. Po pierwsze, jest dziś zgoda części środowiska hematologów na traktowanie szpiczaka jako choroby uleczalnej. Ten najbardziej optymistyczny scenariusz dotyczy tylko młodszych pacjentów ze szpiczakiem mnogim o niskim ryzyku, którzy poddani zostaną intensywnej terapii. Można powiedzieć, że 8–10 proc. pacjentów przeżywających ponad 15 lat, pozostając w całkowitej remisji, cechuje prawdopodobieństwo śmierci identyczne jak dla normalnej populacji w tym samym wieku.
Postęp kojarzymy z pojawieniem się leków immunomodulujących w leczeniu szpiczaka. Jakie są pana doświadczenia w ich stosowaniu?
Mam bardzo dobre, wieloletnie doświadczenia z talidomidem, w ostatnim czasie z lenalidomidem, a teraz z pomalidomidem.
Długoterminowe leczenie w tym przypadku jest możliwe dzięki bardzo dobrej tolerancji terapii i bardzo korzystnemu stosunkowi skuteczności do toksyczności. Wierzę, że schemat lenalidomid-deksametazon wkrótce stanie się kluczowym schematem lekowym, stosowanym w leczeniu pacjentów z nowo zdiagnozowanym szpiczakiem mnogim. Ważne dla klinicysty pytanie, na które nie odpowiedziały jeszcze badania kliniczne, brzmi: czy zastosowany przewlekle nowy lek z tej grupy – pomalidomid, okaże się równie czy jeszcze bardziej skuteczny niż lenalidomid?