[b]Kandyduje pani po raz wtóry na stanowisko prezydenta Niemiec. Cztery lata temu nie miała pani szans na zwycięstwo z obecnym prezydentem Horstem Köhlerem. Czy tym razem będzie inaczej? [/b]
Z propozycją kandydowania zwróciła się do mnie SPD przekonana, że w 2004 r. wypadłam nieźle. Propozycję przyjęłam w przekonaniu, że partie wspierające prezydenta Köhlera nie będą miały większości w Zgromadzeniu Narodowym, gremium dokonującym wyboru prezydenta. Po drugie, uważam, że nie jest w pełni wykorzystany potencjał urzędu prezydenta w przezwyciężeniu niedostatków niemieckiej demokracji. Nietrudno zauważyć postępujący kryzys zaufania społeczeństwa do polityki i polityków. Konieczne jest rozbudzenie społeczeństwa obywatelskiego, doprowadzenie do wzrostu zaangażowania obywateli i nie chodzi tu tylko o szersze stosowanie referendum czy innych form demokracji bezpośredniej.
[b]Kryzys zaufania, o którym pani mówi, dotknął szczególnie pani partię SPD. Od zjednoczenia Niemiec straciła setki tysięcy członków. [/b]
Inne partie, zwłaszcza CDU, traci także członków być może nie w takim tempie. Spadek zaufania do polityki to nie jest zresztą fenomen niemiecki, ale zauważalny w wielu innych krajach. To wyzwanie dla wszystkich. W epoce gospodarczej globalizacji tradycyjne instrumenty polityki narodowej nie dają obywatelom poczucia bezpieczeństwa, zwłaszcza gdy chodzi o miejsca pracy.
[b]Jednym słowem przymierza się pani do ratowania Niemiec?[/b]