[b][link=http://rp.pl/eurowybory09]Serwis o eurowyborach[/link][/b]
Skąd tak niska frekwencja, skoro we wszystkich dotychczasowych badaniach chęć głosowania deklarowało nawet 60 proc. lub więcej Polaków? Prowadząca badanie firma GfK Polonia urealniła deklaracje wyborców dzięki analizie odpowiedzi na pytania kontrolne (m. in. na temat stylu życia i poprzednich decyzji wyborczych). Pozwoliło to oddzielić Polaków naprawdę wybierających się na wybory od tych, którzy tylko to deklarują.
Dlaczego tylko jedna piąta wyborców pójdzie głosować? – Większość Polaków nie wie, czym się zajmuje europarlament – tłumaczy socjolog Jacek Kucharczyk. – Kampania wyborcza zamiast skupiać się na sprawach ważnych dla Europy, stała się zwykłą partyjną pyskówką, a w eurowyborach, które nie dają możliwości zmiany władzy w kraju, partyjne kłótnie skłaniają wyborców do zostania w domach.
Z naszej prognozy wynika, że tylko PO, PiS, SLD i PSL zdobędą miejsca w europarlamencie. Na Platformę zamierza zagłosować co drugi wyborca, który wybiera się do urny. Co czwarty odda głos na PiS, a co siódmy na SLD-UP. Ludowcy mogą liczyć na sześcioprocentowe poparcie.
– Oznaczałoby to, że partia Donalda Tuska potrafiła trwale przekonać do siebie połowę Polaków – komentuje politolog Bartłomiej Biskup. Jego zdaniem największym zwycięzcą tego sondażu jest SLD. – Gdyby Sojusz zdobył 15 proc., to byłby sygnał, że się kończy podział sceny politycznej na PO i PiS – ocenia politolog.