[b]Rz: Co się stało 11 lipca 1943 roku w Kisielinie?[/b]
Maciej Wojciechowski: To samo co w około 100 innych miejscach na Wołyniu. Tego dnia doszło do apogeum masowych morderstw Polaków popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich. W Kisielinie UPA zaatakowała kościół w czasie mszy. Wierni podjęli desperacką obronę i budynek zamienił się w oblężoną twierdzę. Ukraińcy ostrzeliwali świątynię, przez okna wrzucali granaty, wreszcie ją podpalili. Zginęło 99 osób, w tym dzieci.
[b]O tej tragedii w pańskim filmie „Było sobie miasteczko” opowiada jedna z osób, które brały udział w obronie.[/b]
To pani Aniela Dębska. W filmie występują również inni członkowie rodziny Dębskich (m.in. znany kompozytor Krzesimir), która mieszkała w miasteczku od lat i padła ofiarą zbrodni. Ci jej członkowie, którzy przeżyli, musieli opuścić rodzinne strony, zresztą tak jak wszyscy mieszkający w Kisielinie Polacy.
[b]Pojechał pan do Kisielina i rozmawiał z jego mieszkańcami. Spotkał się pan z wrogością?[/b]