O 11.30 degustacja pierwszego wina, pół godziny później drugiego. Na obiad trzeba poczekać trochę dłużej, ale warto, bo Włosi przywieźli ze sobą makarony, pomidory, sery i wędliny. Kawa też jest włoska, a przygotowuje ją włoski kelner. Przy wjeździe do bazy reprezentacji Włoch w Centurionie – leżącym między Pretorią a Johannesburgiem – wielki plakat wcale nie zachwala piłkarzy, ale właśnie jedzenie: "włoskie produkty, naturalny zwycięzca".
Ale gdyby Włosi obronili mistrzostwo świata, można byłoby mówić o cudzie. Pierwszy mecz – zremisowany z Paragwajem 1:1– zostawił trenerowi sporo znaków zapytania. Po słabej pierwszej połowie w drugiej udało się wyrównać i chociaż zapewne pokonanie w najbliższych meczach grupowych Nowej Zelandii i Słowacji nie będzie stanowiło problemu – dalej wybiegać w przyszłość na razie nie wypada.
Casa Azzurra urządzona jak ostatnio na wszystkich wielkich turniejach – z klasą i na bogato – tym razem nie jest pałacem, ale budynkiem college'u Cornwall Hill. Na konferencje przeznacza się aulę, na wywiady indywidualne – sale wykładowe.
W czwartek z dziennikarzami spotkał się Federico Marchetti, rezerwowy bramkarz. 27-letni zawodnik Cagliari zagrał w drugiej połowie meczu z Paragwajem i wiele wskazuje na to, że będzie bronił już do końca turnieju. Kontuzja Gianluigiego Buffona – nacisk na nerw przy kręgosłupie – okazała się na tyle poważna, że zawodnik nie wrócił do treningów.
Gdyby ktoś jeszcze dokładnie nie wiedział, co dolega bramkarzowi Juventusu, na tablicy informacyjnej może się przyjrzeć powiększonej stronie jednej z włoskiej gazet, gdzie Buffona prześwietlono bardzo dokładnie.