„Bronek, Bronek! Zwyciężymy” – skandowali goście kandydata PO, gdy na telebimach pojawiły się sondażowe wyniki wyborów. Marszałek i premier Donald Tusk czekali na to w restauracji w Domu Dochodowym przy warszawskim placu Trzech Krzyży. Patio restauracji pękało w szwach od dziennikarzy i gości, głównie z komitetu honorowego kandydata: reżyser Andrzej Wajda, sportowiec Robert Korzeniowski, tenisista Wojciech Fibak. Na sali pojawił się też Tomasz Nałęcz (SdPl), który w ostatnich dniach namawiał do głosowania na Komorowskiego.
W ciągu dnia nieoficjalne informacje z sondaży dawały Komorowskiemu niemal 50 proc. poparcia. Pierwsze wieczorne wyniki sondaży okazały się słabsze. – Dowiedzieliśmy się tego niedługo przed ogłoszeniem – mówi jeden z polityków PO.
Premier z uśmiechem przekonywał, że wynik kandydata Platformy jest znakomity. – Zwycięstwo wydaje się bliskie, szansa jest bardzo konkretna – oceniał Tusk. Ale sztabowcy raczej robili dobrą minę do złej gry. Ogłoszone wyniki pokazują bowiem, że dla PO II tura nie będzie łatwa.
Nic dziwnego, że Komorowski szczególnie dziękował Waldemarowi Pawlakowi – za to, że mimo rywalizacji nie ucierpiała koalicja, natomiast Grzegorzowi Napieralskiemu pogratulował wyniku. – Wystąpienie marszałka miało zachęcić elektorat lidera SLD i wicepremiera Pawlaka do poparcia go w II turze – przyznaje poseł Michał Szczerba, współpracownik Komorowskiego.
Kandydatowi PO podczas wieczoru towarzyszyła żona, kilku ministrów (Krzysztof Kwiatkowski, Radosław Sikorski, Julia Pitera), prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz i sztabowcy. Jednak poza Sławomirem Nowakiem, szefem sztabu Komorowskiego, mało kto chciał komentować wyniki. Wszyscy szybko zniknęli w restauracji. Także Komorowski nie pojawił się już na sali.