Gigantyczna niebieska wuwuzela leży na czymś, co wygląda jak urwana nagle w powietrzu autostrada. Pod nią wiszą logo jednego ze sponsorów i wielki licznik: turniej ma już 131 goli. Licznik stoi, to pierwsze dwa dni bez meczów. Mundial wróci o 16 w piątek, gdy Holandia i Brazylia zaczną w Port Elizabeth swój ćwierćfinał.
[wyimek]Jaki byłby turniej bez Maradony? Żaden mecz nie był opisywany tak, jak każda jego konferencja[/wyimek]
Gol numer 131 padł kilkaset metrów od miejsca z urwaną autostradą. Na stadionie Green Point w Kapsztadzie, tam gdzie wczoraj spacerowali już kibice Argentyny i Niemiec zjeżdżający na południe RPA na sobotni mecz obiecujący nie mniej niż ten holendersko-brazylijski. To na Green Point skończyła się 1/8 finału spotkaniem w pewnym sensie symbolicznym dla afrykańskich mistrzostw. Próbująca wrócić do niedawnej wielkości Hiszpania wygrała z Portugalią, która zaprzedała swój styl kontratakom, a jedyny gol padł ze spalonego i nie pokazano go na stadionie, żeby nie jątrzyć.
[srodtytul]Cristiano pluje złością[/srodtytul]
Trzeba było czwartego meczu w turnieju, żeby mistrzowie Europy z Hiszpanii usłyszeli wreszcie miłe słowo i żeby wyczerpała się cierpliwość kibiców dla Cristiano Ronaldo. Wcześniej wybierano go, ze zrozumiałych tylko dla piszczących nastolatek powodów, na piłkarza każdego meczu w grupie. W 1/8 finału został wygwizdany, ledwo panował nad sobą, splunął w złości na kamerę. Wszystko go drażniło, tak jak wcześniej Wayne’a Rooneya. A Portugalia odpadła jako ostatnia z rozczarowujących drużyn, którym mimo kłopotów udało się jakoś przecisnąć do drugiej rundy.