Zachowaliśmy się jak kapryśna panienka, która co kilka miesięcy zmienia zdanie. Najpierw chcemy prowincji, chcemy trzymać wysoko flagę, potem się okazuje, że nie potrafimy. Co więcej, Ghazni stała się jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Afganistanie, bo nie potrafiliśmy nad nią zapanować.
[b]Straciliśmy wiarygodność?[/b]
Ewidentnie. Przecież Amerykanie od nas nie wymagali przejęcia prowincji, to był nasz pomysł. OK, chcieliśmy, to nam dali, a teraz oni mają kłopot: muszą zebrać ludzi, przerzucić na nasz teren.
[b]Sojusznicy rozpatrują to tak jak my? Jako nieroztropność? Rzucanie słów na wiatr?[/b]
Sojusznicy są dyplomatami, więc nigdy nam oficjalnie tego nie powiedzą. W rozmowach kuluarowych przebija pretensja, że jesteśmy chimeryczni, że nie inaczej było w Iraku, też opuszczaliśmy poszczególne prowincje, bo sobie nie radziliśmy. W końcowej fazie byliśmy odpowiedzialni tylko za jedną. Dziś sytuacja się powtarza. Stajemy się mało wiarygodni i to nie z winy wojskowych, ale polityków.
[b]Żyjemy w micie, że Polacy w misjach wojskowych radzili sobie doskonale, niesłusznie?[/b]
Sojusznicy mają szacunek do naszego wojska, wątpię, czy mają szacunek do polityków, którzy mają dość zmienne nastroje i dziwne pomysły.
[b]Czy ofiary, które ponieśliśmy w Afganistanie, idą na marne?[/b]
Żołnierze wykonują rozkazy, tak jak na wojskowych przystało. Ale widzą, że strategia jest błędna. Bo zamiast koncentrować się na walce, muszą bez przerwy się pakować, rozpakowywać, przenosić się z miejsca na miejsce. Są zdziwieni niekonsekwencją polityków, a zwłaszcza ministra Klicha, który ośmiesza siebie i polską armię.
[b]Rozumiemy, że wycofanie się z Ghazni politycy mogą propagandowo sprzedawać jako sukces. Ale wojskowi są chyba zgodni, że to jest wywieszanie białej flagi?[/b]
Nie bardzo rozumiem, jak można tę porażkę przekuć w sukces. Nie da się ukryć kompromitacji. Powiem jeszcze jedną rzecz. My, podatnicy, ponosimy duże koszty finansowe obłędnych decyzji Bogdana Klicha. Za te przenosiny, wieczne manewry po Afganistanie płacimy. Czas zacząć rozliczać decydentów z wydatków.
[b]Na sprawę można spojrzeć z drugiej strony. Wzięliśmy pod skrzydła całą prowincję, robiliśmy to, na co było nas stać. Ale rebelianci są liczniejsi, bardziej hardzi, niż oceniano. Jest kryzys gospodarczy i nie możemy wysyłać na drugi koniec świata kolejnych setek żołnierzy. Na dodatek sondaże pokazują, że Polacy nie chcą tej wojny. Może dobrze, że Amerykanie zdejmą z nas część odpowiedzialności?[/b]
Misja afgańska nigdy nie miała poparcia polskiego społeczeństwa. Tu się nic się nie zmieniło. Kryzys? Przecież, kiedy braliśmy prowincję, już był kryzys. Po co były te szumne decyzje i wciąganie flagi jak najwyżej? Minister Klich i jego doradcy wykazali się brakiem myślenia strategicznego i operacyjnego. Nikt nie dokonuje analizy strategicznej tego, co się może zdarzyć. Wszystko stoi na głowie. Decyzje podejmują politycy, a wojskowi mają uzasadnić to, co politycy wymyślą. Do tego ogranicza się rola wojskowych. Nie ma żadnego kolegium dowódców, którzy doradzają, wykonują analizy, wyciągają wnioski.
[b]Pan odszedł, protestując także przeciw temu, że nasze wojsko w Afganistanie nie ma odpowiedniego sprzętu. Czy coś się zmieniło na lepsze?[/b]
Po moim odejściu w sierpniu 2009 r. deklaracje pana premiera i ministra obrony były wielkie. Ale na tym się skończyło. Bezzałogowych samolotów rozpoznania nie ma, śmigłowców nie ma, nie ma karabinów Dillona, o które toczyłem bój. Popłynęły rosomaki, ale tu decyzja była podjęta przeze mnie, jeszcze w styczniu 2009 roku. Jest propaganda sukcesu, ale nie zmienia to stanu rzeczy – sprzętu nadal nie ma. Pakiet afgański okazał się literacką fikcją.
[b]Czy minister Klich powinien odejść?[/b]
To jest decyzja w gestii premiera. Mnie się wydaje, że sytuacja dojrzała do rozstrzygnięć. Armia nie jest miejscem do zabaw. To jest poważna instytucja, która wykonuje daleko od granic niebezpieczną misję i reprezentuje Polskę. A minister Klich jest pacyfistą. Żartem można powiedzieć, że jego decyzje wynikają z przekonań. Po prostu rozbraja armię.
[b]W jakim stanie jest armia?[/b]
Jest w złej kondycji, w coraz gorszej kondycji. To, co słyszę od żołnierzy, to zgroza.
[b]W ostatnim czasie z wojska odchodzi sporo generałów.[/b]
Nie chcą brać odpowiedzialności za to, co politycy wyprawiają z armią. Mówiłem to już nad trumną kapitana Ambrozińskiego: „Zabrano nam kompetencje, zostawiono nam odpowiedzialność”. Nie chcą odpowiadać za coś, czego nie zrobili. Wiele podań o zwolnienie załatwianych jest w specyficzny sposób. Ci, którzy chcą odejść, dostają awans po to, żeby zostali. Jest nawet ostatnio takie powiedzonko, że najpewniejsza ścieżka awansu to złożenie wymówienia.
[ramka][srodtytul]Waldemar Skrzypczak[/srodtytul]
Zawodowy żołnierz, oficer dyplomowany wojsk pancernych. Służbę rozpoczął w 1976 roku w siłach zbrojnych PRL. Przeszedł wszystkie szczeble kariery – od podporucznika do generała broni (awans dostał w 2006 roku). Od lutego do lipca 2005 roku dowodził polskim kontyngentem w Iraku. W październiku 2006 roku został dowódcą Wojsk Lądowych. W sierpniu 2009 roku wywołał medialną i polityczną burzę, gdy skrytykował stan uzbrojenia polskich żołnierzy w Afganistanie. Generał podał się do dymisji, a 15 września 2009 roku został odwołany ze stanowiska dowódcy Wojsk Lądowych.[/ramka]