Podróże uczą wszystkiego

Agnieszka Radwańska. Najlepsza polska tenisistka opowiada o kontuzji, nowym domu i o tym, że życie bez gry znaczy dla niej tyle co nic

Publikacja: 14.12.2010 00:13

Agnieszka Radwańska urodziła się 6 marca 1989 roku w Krakowie, ale dzieciństwo spędziła w Niemczech,

Agnieszka Radwańska urodziła się 6 marca 1989 roku w Krakowie, ale dzieciństwo spędziła w Niemczech, gdzie jej ojciec pracował jako trener tenisa. Do Polski rodzina wróciła w roku 1995. Zwyciężczyni czterech turniejów WTA w singlu i jednego w deblu. Ćwierćfinalistka Wimbledonu i Australian Open. Zarobiła na korcie 4,5 mln dolarów

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

[b]Rz: Noga jeszcze boli?[/b]

Agnieszka Radwańska: Tym bardziej, im więcej robię. Czasem nagle puchnie jak bania. Ale chcę wrócić na kort, już gram. Tkanki się zagoiły, więc nie zrobię sobie krzywdy. Wybieram się na Australian Open.

[b]Twarda pani jest. Złamanie zdarzyło się w sierpniu, a grała pani do października.

Ból to wróg?[/b]

Codzienność. Ciągle coś dokucza: naciągnięte mięśnie, przeciążone stawy, zapalenia. Nauczyłam się z tym żyć. Czasem boli tak, że nic nie pomaga.

[b]Jak w zeszłym roku przed operacją dłoni.

Bez zastrzyków nie mogła pani chwycić rakiety.[/b]

Drzwi nie mogłam otworzyć! Bolała nawet przy myciu zębów. Ale dziś wytrzymuję więcej niż kilka lat temu. Było już tyle zabiegów, igieł. Już się nie boję. Nawet nie muszę nastawiać się psychicznie.

[b]Przecież ból to ważna informacja, mówi: przestań, ratuj się. A pani robi odwrotnie.[/b]

Są mecze, które muszę dokończyć.

[b]Naprawdę pani musi? Czemu tak długo grała pani ze złamaną kością?[/b]

Oczywiście nikt nic nie musi, to wybór. Ale czasem warto wytrzymać, bo regulaminy przewidują dotkliwe konsekwencje za nieobecności. Dopiero po pięciu tygodniach poszłam na prześwietlenie. Myślałam, że stopa boli przez ciężkie mecze na twardych kortach, nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Aż do dnia, gdy wstałam z łóżka i noga się pode mną ugięła. Ale miałam jeszcze dwa turnieje obowiązkowe, więc w Azji grałam na jednej nodze.

[b]W Tokio płakała pani, poddając mecz z Karoliną Woźniacką. Skąd te łzy: z bólu, świadomości, że nadchodzą miesiące bez tenisa?[/b]

Przegrać mecz to zwyczajna sprawa. Poddać – dużo trudniej. Dla sportowca najgorszy jest żal. Człowiek bardzo chce, a nie może oszukać organizmu.

[b]W takiej chwili nie jest pani superbohaterką, tylko zwykłą dziewczyną, która doszła do ściany. Przykre?[/b]

Byłam wściekła. Nie na siebie, na rzeczywistość.

[b]Świat obiegło zdjęcie, na którym patrzycie sobie z Karoliną w oczy. To poważna przyjaźń? [/b]

Tak, znamy się dziesięć lat. Widuję ją częściej niż koleżanki z Krakowa i własną babcię. Gramy razem prawie wszystkie turnieje, przez dziesięć miesięcy w roku. Mamy dużo czasu – na treningach, w szatniach, restauracjach, hotelach. Masażystki i terapeutki mówią o nas „double trouble” (podwójne kłopoty – przyp. red.), bo ciągle gadamy. O wszystkim, ale o tenisie niedużo. Język bardzo zbliża. Ludzie widują zawodniczki na korcie, gdy rywalizują. Ale my się wszystkie przyjaźnimy, tylko niektóre trzymają się z boku. Ja zresztą nie lubię zawodniczek, które przekładają emocje z kortu na prywatne kontakty.

[b]Ale to chyba trudne – usiąść do kolacji z przyjaciółką, która właśnie z panią wygrała. Albo przegrała. Nie wiem, co gorsze.[/b]

Tuż po meczu emocje są silne. Zależy, co wydarzyło się na korcie, o jaką stawkę szło. Ale dzień później wszystko znika. Jesteśmy zawodowcami.

[b]W zeszłym roku w Dausze zawodniczki słaniały się na nogach, mdlały. I grały dalej. Co was tak pcha?[/b]

Taki jest babski tenis. W Dausze to i krew się z nosów lała. Nie było granic. Gramy, dopóki możemy się ruszać. W 45-stopniowym skwarze, na betonie, na którym można smażyć jajka. A prosto z kortu jedziemy do szpitala. W takich chwilach nie walczy się z przeciwnikiem, tylko ze sobą. Piłka za piłką i byle do przerwy.

[b]Jest pani samotna na korcie?[/b]

Sama. Co z tego, że trener w przerwie podejdzie albo dopowiada coś z trybuny. Doping pomaga, ale walczę ja.

[b]Mówiła pani, że kontuzja to najgorsze, co może się przydarzyć. Stało się. I co teraz chodzi pani po głowie?[/b]

Myślę tylko o powrocie do gry. Dwa tygodnie odpoczywałam, a potem... Niby mam rehabilitację, studia na AWF, prywatne zajęcia. Ale normalne życie to dla mnie tyle co nic.

[b]A może warto pokochać coś poza tenisem?[/b]

Nie da się grać zawodowo przez całe życie. Ale jestem na początku, nie na końcu.

[b]To ojciec postanowił, że będziecie z siostrą Ulą tenisistkami. Kiedy jego decyzja stała się pani wyborem?[/b]

Kiedy wygrywałam Wimbledon juniorski w 2005 roku. Osiągnęłam wtedy sukces na skalę światową. Nie wyobrażam sobie innego życia.

[b]Agassi też sobie nie wyobrażał. A po latach opisał presję, jakiej poddawał go ojciec.[/b]

Już jako dziewczynki zdobywałyśmy puchary, sukcesy nas cieszyły. Tenis to nie kolarstwo, trzeba zacząć wcześnie i pierwsze decyzje muszą podjąć rodzice. A Agassi? Po tylu zwycięstwach nie wiem, czego mógłby żałować.

[b]Może zwykłego życia właśnie. [/b]

Są zawodniczki, które mają talent i takie, które wszystko muszą wypracować. Trenują osiem godzin dziennie i jedzą jakieś kaszki, zupki... Rozumiem, że po zakończeniu kariery mają wstręt do tenisa.

[b]A pani?[/b]

– Myślę, że przy moich warunkach fizycznych większą rolę gra talent, nad którym oczywiście pracuję. No i mogę jeść lazanię.

[b]Wyprowadziła się pani do własnego mieszkania, dzielicie je z siostrą. Czym są dla pani te przenosiny?[/b]

Moja rodzina większość roku spędza w podróży. W hotelach mamy osobne pokoje, a ja dbam o wiele spraw, bo rodzice nie mówią po angielsku. Załatwiam formalności na lotniskach i w hotelach. Sport wychowuje i uczy odpowiedzialności.

[b]A dom?[/b]

Dom jest miejscem na przepakowanie walizek.

[b]Ale przeprowadziła się pani, czyli chciała mieć swój kawałek świata. Co w domu jest najważniejsze?[/b]

Garderoba! Zawsze o niej marzyłam. Mam dwa razy więcej ubrań niż inne dziewczyny – wersje sportowe i eleganckie. Większość czasu spędzam w dresie, ale lubię o siebie dbać. Manicure i pedicure mam zawsze bez zarzutu. Gdyby nie noga, na pewno przyszłabym na wywiad w szpilkach.

[b]Jak wyobraża sobie pani swój dom za 20 lat?[/b]

Jest w nim mąż i trójka dzieci, a ja umiem gotować. Nie należę do kobiet, które chcą leżeć, pachnieć i patrzeć, jak mężczyzna spełnia ambicje. Nawet gdy skończę karierę, sport będzie w moim życiu obecny.

[b]Mówi pani, że ojciec jest przede wszystkim trenerem. Tęskni pani za tatą? Tym facetem, który dba, rozpieszcza...[/b]

Raczej nie. Od dawna jestem samodzielna, nie tylko finansowo. Kiedy sama coś robię, mogę być pewna efektu. Umiem wszystko zorganizować. Jeśli proszę o pomoc, to z braku czasu. Nawet angielski poznałam samoistnie, w drodze. Na własnej skórze doświadczyłam innych kultur. Podróże uczą wszystkiego.

[b]Czyli jest pani odporna na ból, samodzielna. Ale czy nauczyła się pani czułości? Wiem, że ona w sporcie nie pomaga. Ale w życiu – bardzo.[/b]

Jest wiele rzeczy, których nie potrafię. Nie było czasu ich poznać. Mój świat jest inny, ale mam przyjaciół, którym mogę się zwierzyć. Wysłuchają, zrozumieją.

[b]W tym roku zarobiła pani...[/b]

Nie wiem.

[b]To ja powiem: ponad milion dolarów. Myśli pani o inwestycjach czy decydują rodzice?[/b]

Mieszkania szukałam przez rok, a tatę zaprosiłam dopiero, gdy już było moje. Pytam o radę, ale wybieram sama. Tata raz mówi o mnie i Uli: „One są już dorosłe”, innym razem chce decydować. Jeszcze się nie odnalazł w nowej sytuacji. Nie zajmuję się biznesem, nie gram na giełdzie. Mam dwa mieszkania i nie planuję innych ruchów. Na razie gram.

[b]Rz: Noga jeszcze boli?[/b]

Agnieszka Radwańska: Tym bardziej, im więcej robię. Czasem nagle puchnie jak bania. Ale chcę wrócić na kort, już gram. Tkanki się zagoiły, więc nie zrobię sobie krzywdy. Wybieram się na Australian Open.

Pozostało 97% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!