W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w większości europejskich krajów, spis ludności (ang. census) odbywa się co dziesięć lat.
Tegoroczny przeprowadzony zostanie w ostatnią niedzielę marca (27 marca) i będzie obowiązywał wszystkich przebywających na Wyspach dłużej niż trzy miesiące. W tym również kilkaset tysięcy Polaków (według szacunków polskiej ambasady jest ich 550 – 700 tys.).
Ponieważ brytyjska Polonia to jedna z najliczniejszych mniejszości na Wyspach, Biuro Statystyk Narodowych (Office for National Statistics) zadbało, by materiały dotyczące spisu dostępne były również w języku polskim. Niestety, w polonijnych mediach i na stronach większości polonijnych instytucji wciąż brak szczegółowych informacji o tym wydarzeniu. Być może dlatego na forach internetowych i serwisach społecznościowych wielu rodaków wyraża obawy przed udziałem w spisie. – W Polsce mama pobiera emeryturę. Mieszka jednak w Londynie, gdzie oficjalnie pomaga mi przy dziecku, choć tak naprawdę dorabia sprzątaniem. Boimy się, że jeśli nie weźmiemy udziału w spisie, zapłacimy karę, a jeśli wypełnimy kwestionariusz, niewygodne dla nas informacje mogą wypłynąć do Polski – mówi Michalina.
W Internecie najbardziej aktywni w demonizowaniu spisu są m.in. pracujący na czarno i pobierający zasiłki. A spora grupa Polaków wcale o nim jeszcze nie słyszała. – Dowiedziałem się kilka dni temu od żony, ale kiedy zapytałem o niego w pracy, okazało się, że sami Brytyjczycy również niewiele wiedzą – opowiada Andrzej Wochna, menedżer w firmie zajmującej się urządzeniami dla niepełnosprawnych.
A powszechny spis ludności przeprowadzany na Wyspach jest dla mieszkających tam Polaków niezwykle ważny. Na podstawie uzyskanych danych brytyjski rząd będzie podejmował decyzje dotyczące poszczególnych społeczności. M. in. w sprawach mieszkaniowych, związanych ze szkolnictwem, opieką zdrowotną czy pomocą w nagłych wypadkach.