Rz: Vanuatu, państwo w Oceanii, uznało najpierw niepodległość separatystycznych republik gruzińskich Abchazji i Osetii Południowej. Później – kiedy nastąpiła zmiana rządu – odwołało tę decyzję. O czym to może świadczyć?
Tornike Gordadze:
Przykład Vanuatu świadczy o tym, że uznanie tak zwanej niepodległości okupowanych terytoriów Gruzji przez poszczególne kraje – takie, które nigdy nie miały nic wspólnego z naszym regionem – jest kruche i uzależnione od koniunktury politycznej. Decyzje, które nie wynikają z jasno określonych zasad oraz wartości, mogą być odwołane w każdej chwili.
Niepodległość Abchazji i Osetii Południowej nadal uznają jedynie Rosja, Wenezuela, Nikaragua i Nauru, 10-tysięczne państwo na Pacyfiku.
Po wojnie z Gruzją w 2008 roku Rosja chciała uczynić z Abchazji oraz Osetii Południowej „państwo" na kształt Kosowa. Ale nie wyszło. Wielkie państwo, jakim jest Rosja, osiągnęło zaledwie tyle, że Abchazję i Osetię Południową uznali jedynie trzej marginalni gracze, którzy nie mają nic wspólnego z tymi separatystycznymi republikami Gruzji. Znamienne, że ich niepodległości nie uznał także ani jeden kraj Wspólnoty Niepodległych Państw. Tego nie można nazwać sukcesem. Chociaż marionetkowy reżim w Suchumi i Cchinwali chce pokazać, że uznanie ich niepodległości, na przykład przez Nauru, to prawie święto narodowe. Gdyby Abchazi i Osetyjscy doszli z nami do porozumienia, jak ułożyć życie w jednym państwie, mieliby stokrotnie więcej możliwości ułożenia normalnych stosunków ze światem, przyciągając niezbędne inwestycje zagraniczne.