Kilkanaście minut przed sobotnią katastrofą Andrzej N., dyżurny posterunku kolejowego w Starzynach, powiedział dyżurnej w pobliskiej Sprowie, że „idzie nastawić zwrotnicę ręcznie", by puścić pociąg z Warszawy – podał wczoraj RMF. Dziś wiadomo, że tego nie zrobił. Dlaczego? – To wie tylko on sam – mówi „Rz" prok. Artur Ozimek z częstochowskiej prokuratury.

Puszczony na zły tor pociąg TLK „Matejko" zderzył się czołowo z pospiesznym z Przemyśla. Zginęło 16 osób.

Ręczne przestawienie zwrotnicy zajęłoby N. kilka minut. Z posterunku do zwrotnicy jest ok. 150 m.

Rozjazd nr 3, którego N. nie przełożył, miał usterkę 2 lutego (zamarzł moduł w napędzie) oraz 22 lutego (rozregulował się system zapewniający ścisłe przyleganie szyn do siebie). Ostatnio – feralnego 3 marca. Usterki uniemożliwiały automatyczne przestawienie zwrotnicy, ale ręcznie można to było zrobić.

Prokuratorzy wciąż nie przesłuchali N. z uwagi na zły stan jego zdrowia. Chcą, by trafił na miesięczną obserwację psychiatryczną. Zdecyduje o tym sąd.