Jest włoskim odpowiednikiem Stevena Gerrarda czy Xaviego. Gatunkiem na wymarciu. Jednym z coraz rzadszych przykładów przywiązania do barw klubowych.
Z Turynem związał się na dobre i na złe 11 lat temu. Gdy korupcyjna afera calciopoli odebrała Juventusowi dwa tytuły mistrzowskie i zepchnęła do drugiej ligi, inni uciekali w pośpiechu z tonącego okrętu. Ale nie on. Tak jak Alessandro del Piero chciał zostać i odbudować potęgę klubu, choć większymi pieniędzmi kusiło go wielu bogatszych.
W maju, po sześciu latach burzy i naporu, mógł z dumą i satysfakcją powiedzieć: – Po wygraniu mundialu to mój najpiękniejszy wieczór w karierze. Juventus znów jest wielki, po tytuł maszerował bez porażki.
Pod słońcem Toskanii
– To wielki mistrz, potrafi nas zmobilizować, daje nam dużo pewności siebie – opowiada kolega Buffona z reprezentacji Włoch Andrea Pirlo. Były selekcjoner Marcello Lippi mówi o nim, że jest wspaniały nawet wtedy, gdy śpi. A przecież wcale nie musiał zostać bramkarzem.
Urodził się w 1978 roku w Carrarze, w Toskanii. Pochodzi ze sportowej rodziny. Matka Maria Stella była wielokrotną mistrzynią kraju w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Ojciec Adriano dźwigał ciężary, wujek Angelo był koszykarzem, a dwie starsze siostry, Veronica i Guendalina, reprezentowały Włochy w siatkówce.