Snajper jak anioł stróż

Z Chrisem Kyle'em, słynnym amerykańskim strzelcem wyborowym, o wojnie i snajperach rozmawia Piotr Kościński

Publikacja: 27.07.2012 20:36

Snajper jak anioł stróż

Foto: ROL

Chris Kyle określany jest mianem „najbardziej niebezpiecznego snajpera w dziejach amerykańskich sił zbrojnych". Urodzony w 1974 r. w Teksasie, trafił do specjalnej jednostki marynarki wojennej SEAL. Czterokrotnie wyjeżdżał na misję do Iraku, gdzie według oficjalnych danych zabił 160 rebeliantów (łącznie z niepotwierdzonymi - 255). Do polskich księgarń trafia właśnie jego książka „Cel snajpera" (Wydawnictwo Znak), która wcześniej ukazała się w USA. Goszcząc w Warszawie, udzielił wywiadu „Rz".

W pana książce uwagi o Irakijczykach dalekie są od poprawności politycznej, tak rozpowszechnionej w USA. Czy nie sprawia to panu problemów?

Chris Kyle:

Ten brak poprawności politycznej został doskonale przyjęty przez czytelników. Od stycznia książka wciąż jest na liście bestsellerów „New York Timesa. Wielu Amerykanów jest po prostu zmęczonych poprawnością polityczną, chcieliby mówić to, co myślą, a nie to, co mówić wypada.

Czemu nazywał pan Irakijczyków „brudasy" i „dzikusy"?

Byłem z ich powodu bardzo sfrustrowany. To jednak jest Trzeci Świat. Śmierdzą, myślą tylko o sobie, są bardzo leniwi. I chętnie kłamią, by zachować twarz, nie przyznać się do popełnionego błędu. Wcale nie interesował ich Irak, bo są narodem plemiennym. Dla nich ważne są jedynie ich własne plemiona.

Wiem, że nie chce pan rozmawiać o polityce, ale pojawia się kluczowe pytanie: czy ta wojna miała sens?

Weszliśmy do Iraku, bo byli zagrożeni nasi sojusznicy. Irakijczycy mieli rakiety oraz broń chemiczną i biologiczną, którą mogli sterroryzować innych. A Saddam Husajn był zbrodniarzem, niszczył szyitów i Kurdów. Trzeba było zadziałać.

Czy teraz Irakowi można pomóc?

Byliśmy tam za długo. Ale rozumiem, że chodziło o to, by nie zostawiać Irakijczyków na łaskę losu, zapobiegając na przykład interwencji Iranu. Ale nie jest naszą sprawą odbudowywanie tego kraju. Zrobiliśmy, co do nas należało, teraz muszą starać się sami.

Pisał pan o swoich kontaktach z polskimi żołnierzami,  z GROM. Jak pan ich ocenia?

Ja ich po prostu uwielbiam. Byli tacy jak my. Walczyli świetnie. Odróżniali się od nas w tym sensie, że funkcjonowali nieco bardziej na luzie, w ogóle nie przejmowali się poprawnością polityczną. Ale wyszkoleni byli doskonale.

My, cywile, oglądamy wojny na ekranach telewizorów czy kin. Wydawało się nam, że wojna się zmienia, a tymczasem wydaje się niemal taka sama jak kilkadziesiąt lat temu.

Żaden film nie pokaże, co tak naprawdę znaczy wojna. Widz nie poczuje zapachu pola walki, nie poczuje, jak to jest, gdy żołnierzowi włosy stają nakarku, nie usłyszy krzyków czy jęków....

Dopóki na polach bitew nie pojawią się roboty, wojny będą wyglądać podobnie jak dawniej. Uzbrojenie i wyposażenie jest mniej ważne od dobrego wyszkolenia. Nowe technologie pomagają, ale nie są niezbędne. Czasami nawet przeszkadzają.

Jeśli snajper chce zabić,  powinien celować w głowę czy w piersi?

W piersi. Twarz jest po prostu zbyt małym celem. A ludzie się ruszają, zwłaszcza w krajach Bliskiego Wschodu - gdy rozmawiają, gestykulują i są bardzo aktywni. A na terenie miast trzeba w ogóle założyć, że cel będzie się poruszał. Gdy strzelisz w głowę, możesz nie trafić. Ale celując w pierś, najprawdopodobniej tak, może nieco w bok od miejsca, w które celowałeś, ale jednak.

Czy to kwestia dobrego oka czy matematycznego wyliczenia?

Nie jestem asem strzelectwa, ale po prostu zawsze znajdowałem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Dobrze poznałem swoją broń i starannie wyskalowałem celowniki, co pozwoliło mi dobrze celować.

Trzeba się długo uczyć, żeby zostać dobrym snajperem?

Długo. Bo tu nie chodzi tylko o naukę strzelania, ale obserwowania otoczenia. Trzeba umieć odnaleźć wroga, zrozumieć, co się dokoła dzieje. To wręcz najważniejsze. Aby zostać członkiem SEAL, trzeba się szkolić siedem miesięcy. Potem trenuje się rok, półtora w zespole. Szkolenie snajperskie trwa jeszcze trzy, cztery miesiące dłużej.

W książce napisał pan, że gdy strzela pan do pierwszego przeciwnika, myśli pan o nim jak o człowieku. Następni - to po prostu cele. Dlaczego?

Inaczej można by oszaleć. Ja nie jestem osobą, która zabija ludzi za pieniądze. Chronię własne wojsko. Jestem aniołem stróżem dla innych żołnierzy.

I pisał pan też, że nie liczy zabitych. Ale chyba ktoś liczy?

Tak, bo trzeba szczegółowo opisać każdy przypadek zabicia kogokolwiek. Oczywiście, nie dotyczy to każdego żołnierza, ale właśnie snajperów. Bo my mamy upoważnienie do podejmowania decyzji - strzelać czy nie; za innych podejmuje decyzje ich dowódca. A jeśli zadecyduję źle, muszę ponieść konsekwencje. Gdy wracam do kraju, zastanawiam się, czy nie zostanę oskarżony, nazwany mordercą, trafię do więzienia.

W Polsce toczyła się długa dyskusja w sprawie sądu nad żołnierzami, którzy ostrzelali afgańską wioskę i trafili w cywilów...

Żołnierze winni być sądzeni tylko przez wojskowych, którzy brali udział w walkach. Cywile nigdy nie zrozumieją, jak jest na wojnie.

Co teraz robią pana koledzy?

Wielu wciąż pozostaje w służbie wojskowej, nierzadko za granicą. Część wróciła do kraju, założyli rodziny, usiłują stać się cywilami. Na pewno trudno odejść z zespołu ludzi, z którymi się zżyłeś. Poza tym w cywilu trzeba troszczyć się o emocje i przekonania innych, gdy w wojsku nie jest to ważne.

Pan szkoli snajperów, a inni?

Najczęściej usiłujemy wykorzystać swoje umiejętności, tak więc niektórzy zajmują się # tak jak ja # szkoleniem snajperskim. Ale mam kolegów adwokatów, lekarzy, a nawet księży, jest wśród nas dentysta.

Czy ma pan spokojny sen? Nie śnią się panu koszmary?

Jeśli śnię o wojnie, to tylko o kolegach, których utraciłem podczas walk. Nie śnią mi się ci, których zabiłem, bo ich śmierć była usprawiedliwiona.

Czy radziłby pan młodym ludziom, by zostali żołnierzami?

Jeśli są patriotami, dumnymi ze swojego kraju, na pewno tak. Poza tym w wojsku można się wiele nauczyć, też specjalności przydatnych w cywilu. Wojsko jest potrzebne, choć świat nie myśli o wojnie, o zagrożeniach. O tym, że zło czai się ciągle.

Chris Kyle określany jest mianem „najbardziej niebezpiecznego snajpera w dziejach amerykańskich sił zbrojnych". Urodzony w 1974 r. w Teksasie, trafił do specjalnej jednostki marynarki wojennej SEAL. Czterokrotnie wyjeżdżał na misję do Iraku, gdzie według oficjalnych danych zabił 160 rebeliantów (łącznie z niepotwierdzonymi - 255). Do polskich księgarń trafia właśnie jego książka „Cel snajpera" (Wydawnictwo Znak), która wcześniej ukazała się w USA. Goszcząc w Warszawie, udzielił wywiadu „Rz".

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!