Takie tabliczki samowolnie masowo zawieszają na swoich domach Polacy na Wileńszczyźnie. Za wojnę litewskiego rządu z polskimi tabliczkami słono będą musieli zapłacić podatnicy na całej Litwie.
Specjalna grupa robocza powołana przez premiera Andriusa Kubiliusa proponuje nowy tryb oznakowania ulic na Litwie. Zgodnie z tymi propozycjami tablice z nazwami ulic miałyby być przytwierdzone nie na ścianach domów prywatnych, lecz na specjalnych słupach stojących na ziemi należącej do samorządów. Rząd tłumaczy, że ten pomysł jest zgodny z europejską tradycja oznakowania ulic. Zdaniem litewskich Polaków to pomysł na rozwiązanie problemu obecności polskich tabliczek na Wileńszczyźnie.
Polacy stanowiący ponad 60 proc. w rejonach podstołecznych od 20 lat domagają się, by napisy informacyjne w miejscowościach, w których stanowią zwartą społeczność, były nie tylko po litewsku, lecz także po polsku. Kolejne litewskie rządy nie chcą się na to zgodzić.
Od kilku lat wbrew zakazom Polacy w rejonach wileńskim i solecznickim samowolnie na swych prywatnych domach umieszczają tablice z nazwą ulicy w dwóch językach. Powołują się na Europejską Kartę Samorządową, którą Litwa podpisała i ratyfikowała. Karta zakłada, że mniejszości narodowe mają prawo do napisów informacyjnych w swoich językach tam, gdzie stanowią zwartą społeczność. Jest to jednak sprzeczne z litewską ustawą o języku państwowym, więc Litewska Inspekcja Językowa i sądy systematycznie karzą grzywnami dyrektorów administracji samorządów rejonów wileńskiego i solecznickiego za to, że samorządy zdominowane przez Polaków nie usuwają polskich tabliczek. Jak nam tłumaczy Lucyna Kotłowska z samorządu rejonu wileńskiego, bez pozwolenia właścicieli nikt nie ma prawa ich zdjąć.
Paweł Nowikiewicz, prawnik Europejskiej Fundacji Praw Człowieka w Wilnie, jest przekonany, że jeśli rządowe rozporządzenie wejdzie w życie, to i tak będzie możliwość zostawienia na prywatnych budynkach tabliczki po polsku.