Na świecie jest ich już ponad 5 mln. W Polsce dokładna liczba dzieci urodzonych w wyniku procedury in vitro jest nieznana, bo nasze kliniki, od prawie 30 lat funkcjonujące w prawnej próżni, nie muszą prowadzić sprawozdawczości. Wiadomo natomiast, że pierwsze polskie dziecko z probówki urodziło się jeszcze w czasach PRL, w 1987 roku.
Długo i drogo
W 1992 r. resort zdrowia zdecydował, że za procedurę in vitro tak samo jak za operacje plastyczne każdy musi płacić sam. Teraz ma się to zmienić. Premier Donald Tusk zapowiedział kilka dni temu, że państwo będzie refundować zabiegi in vitro w ramach programu zdrowotnego.
Z szacunkowych danych Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego wynika, iż w Polsce jest zapotrzebowanie na wykonanie rocznie 10–12,5 tys. takich procedur (obejmują stymulację hormonalną organizmu kobiety, zapłodnienie pozaustrojowe i zabieg wszczepienia zarodka). Z powodu bariery finansowej około 40 proc. par, które chciałyby skorzystać z in vitro, nie może tego zrobić.
Dziś stały koszt samej procedury to 5–6 tys. zł. Do tego jednak trzeba doliczyć koszty zależne od stanu zdrowia pacjentki, przygotowania do zabiegu, potrzebnych leków – od 2–3 do 6–10 tys. zł.
– Kobieta młoda, która nie wymagała długotrwałej stymulacji hormonalnej, zapłaci mniej za jedną procedurę, starsza więcej – mówi prof. Waldemar Kuczyński z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, człon ek Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.