Zagrożona wolność. O mowie nienawiści

Jeżeli uznajemy, że wolność jest wartością najwyższą, to musimy uznać również prawo do mówienia rzeczy nie zawsze zgodnych z prawdą, a czasem wręcz głupich – mówi Michałowi Płocińskiemu wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha

Publikacja: 04.12.2012 18:40

Andrzej Sadowski

Andrzej Sadowski

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

PO, chcąc uściślić, co jest mową nienawiści, złożyła projekt zmian kodeksu karnego. Proponuje sformułowanie, że „kto (…) nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań (...), podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Taka zmiana jest zasadna?

Andrzej Sadowski:

Jest to ucieczka przed konieczną reformą niedziałającego wymiaru sprawiedliwości, który powinien stać na straży naszego prawa w konstytucji, że jesteśmy równi wobec niego i że nikt nie może być dyskryminowany z jakiejkolwiek przyczyny.

Przepisy zaproponowane przez PO wielu ludziom przypominają te z PRL. Dlaczego?

Przypomnijmy, że konstytucja poprzedniego systemu formalnie gwarantowała wolność słowa, którą ustawowo w praktyce realizował Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli cenzura. Tworzenie administracyjnych granic dla – fundamentalnej dla naszej wolności – wolności słowa, jest niezwykle dla nas niebezpieczne. To nie nadużyć wolności słowa powinniśmy się obawiać, tylko braku konstytucyjnych granic dla aktywności polityków i przyznawaniu sobie przez nich prawa do interpretacji zakresu naszych wolności.

Tylko o co właściwie chodzi z tą wolnością słowa?

Formalnie mamy ją zadeklarowaną, jednak poprzez „doprecyzowanie” jej w kodeksie karnym, wolność przestaje być wolnością. Oczywiście, jeżeli ktokolwiek dokonuje zamachu na nasze życie lub mienie, to powinien być ścigany z całą surowością prawa, ale można to skutecznie robić w oparciu o już istniejące prawo. Tworzenie specustaw od ograniczenia wolności słowa jest po prostu otwarciem drogi do kolejnych ograniczeń naszych konstytucyjnych wolności. Jeżeli dojdzie do przyjęcia tego projektu ustawy, to należy się spodziewać, że politycy na tym nie poprzestaną. Taki proces ma cały czas miejsce w gospodarce, która tylko z nazwy jest rynkowa i wolna.

Jak rozróżnić, czy ktoś korzysta z wolności słowa, czy nawołuje do stosowania przemocy?

Zostawmy to do rozstrzygania sądom. Jeśli ktoś nawołuje do prześladowania, a wręcz do pozbawiania życia innych ludzi, to jest sądzony po prostu za podżeganie, pomocnictwo czy sprawstwo kierownicze. Wszystko jest już w kodeksie karnym. Czy takie zachowanie będzie udziałem przestępcy czy lidera organizacji, jest to bez znaczenia, bo sąd to może i dziś rozstrzygnąć. Nic nie stoi na przeszkodzie. Jednak by mogły ścierać się poglądy, każdy musi mieć prawo nawet do mówienia bzdur, które obrażać mogą zdrowy rozsądek, przyzwoitość, a nawet prawdę. Czy naprawdę w Polsce demokracja jest taka słaba, że dla jej „obrony” proponuje się podejście jak z okresu rewolucji do określania głoszenia poglądów?

Chce pan powiedzieć, że wolność słowa to wolność do mówienia nieprawdy?

Jeżeli uznajemy, że wolność jest wartością najwyższą, to musimy uznać również prawo do mówienia rzeczy nie zawsze zgodnych z prawdą, a czasem wręcz głupich. Nikt nie powinien zabraniać mówienia rzeczy niezgodnych z zasadami logiki.

Ludzie nie powinni przypadkiem odpowiadać za publicznie podawane kłamstwa?

Przypomnijmy film Miloša Formana „Skandalista Larry Flynt”, tak naprawdę film o wolności słowa i wielkości Stanów Zjednoczonych. Fundamentem wielkości Ameryki jest wolność. W filmie tym pojawił się wątek procesu o ochronę dóbr, gdy w jednym z pism dla dorosłych napisano nieprawdę o osobie publicznej. Sąd Najwyższy rozstrzygnął, że wolność słowa jest ważniejsza nawet od godności, którą naruszono. Prawo do wolności słowa jest najwyżej, co sprawia, że zawiera również możliwość nie tylko mylenia się, ale wręcz mówienia nieprawdy. Zauważmy, że film Michaela Moore’a „Fahrenheit 9.11” o urzędującym wówczas prezydencie USA i jego rodzinie wedle naszych „standardów” kwalifikowałby się do procesu o zniesławienie głowy państwa na podstawie ciągle istniejącego art. 212 kodeksu karnego. W przeciwieństwie do Polski w Ameryce wolność słowa jest najważniejsza i jest niepodważalnym prawem każdego obywatela, nawet jeżeli czyni z tego użytek do mówienia nieprawdy.

Rzeczywiście w USA wolność jest wartością podstawową, jednak w europejskich krajach często jest ona tylko środkiem do osiągania innych celów, jak na przykład sprawiedliwości społecznej...

Jeżeli wolność ma służyć innym celom niż wolność, to przestaje być wolnością. Demokrację, przynajmniej nominalnie, konstytuują takie wartości, jak wolność słowa i gospodarka rynkowa. Nawet jeżeli wolność słowa jest nadużywana do niecnych celów, to sama próba określania takich celów administracyjnie i zapisywania tego w kodeksie karnym jest próbą naruszenia fundamentalnej zasady wolności jako takiej. Zasada „wolność słowa” musi być ważniejsza niż to, że ktoś tej wolności może nadużyć.

Niektórzy Polacy jednak zgadzają się na ograniczenie wolności słowa w imię innych wartości. Co krok słychać wypowiedzi, że przejawów mowy nienawiści trzeba surowo zabronić.

Najpierw należy odpowiedzieć, co jest groźniejsze, czy ograniczenie wolności słowa, czy możliwość jej nadużycia. Paweł Jasienica stwierdził, że „nieprawdą jest, iż Polacy nie umieją korzystać z wolności; prawdą jest natomiast, że wielu Polaków lubi nadużywać władzy”. W Polsce politycy tworzą prawo tak, jakby każdy z nas był urodzonym przestępcą. Szczególnie widać to w obszarze gospodarczym, gdzie stworzono przeszkody administracyjne dla 99 procent normalnych przedsiębiorców po to, żeby wyeliminować takie przypadki jak Amber Gold. Tylko że tak skonstruowane prawo nie przeszkadzało w działalności Amber Gold, ale skutecznie szkodzi wszystkim uczciwym.

Rząd przecież wyciągnął z tej afery wnioski i zaczął już wprowadzać zmiany.

Tylko rząd uważa, iż rozwiązaniem problemu jest dopisywanie sobie kompetencji, że to ma nas uchronić przed podobnymi aferami, mową nienawiści i wszystkim, co zagraża naszej wolności. Ale nam zagraża przede wszystkim to, że w Polsce organy, które mają stać na straży naszych praw, zamiast to czynić, żądają wciąż tylko większych uprawnień i, co za tym idzie, coraz bardziej ograniczają naszą wolność.

Jakieś przykłady?

To jest bardzo niebezpieczna tendencja, która jest widoczna od dawna i która dotyczy wszystkich sfer życia. Reglamentacja wolności słowa to tylko kolejny krok, bo w sferze gospodarczej już dawno zaszła ona niezwykle daleko. Odległe miejsca Polski w rankingach wolności gospodarczej, a zarazem wysokie miejsca w rankingach korupcji, nie są efektem patologii czy kryzysu, tylko – jak mawiał Stefan Kisielewski – rezultatem. Jest to rezultat zastępowania wolności arbitralną władzą urzędników. Im mniej wolności, tym więcej korupcji.

Jeśli obowiązujące prawo jest wystarczające, to co źle działa, skoro prawie wszyscy domagają się jakichś zmian?

Nie działa oczywiście wymiar sprawiedliwości, a inne instytucje coraz częściej próbują uzyskać niezwykle rozbudowane kompetencje. Doszło do sytuacji, że zgodnie z ustawą wywiad skarbowy formalnie ma dziś więcej uprawnień niż ABW. Konstytucja, jeżeli ma być traktowana poważnie jako źródło prawa oraz najważniejszych wolności i praw obywateli w państwie demokratycznym, powinna mieć zastosowanie w każdej sytuacji. Rangę konstytucji umniejsza to, że każdy artykuł konstytucji wymaga potwierdzenia w ustawach, ciągle zmieniających się, w których niejednokrotnie rozszerza się kompetencje organów.

Dziwi pana, że taki projekt zgłosiła partia nazywająca sama siebie liberalną?

W naszym kraju podatek liniowy wprowadził premier partii należącej do Międzynarodówki Socjalistycznej. Nazwy partii to etykiety zastępcze. Życzyłbym sobie, żeby partie polityczne bez względu na nazwy zaczęły rywalizować w przywracaniu nam wolności, zwłaszcza gospodarczej, którą tyle lat w Polsce nam ograniczały. Jeżeli politykom uczciwie zależy na dobrobycie naszych obywateli, to powinni kopiować rozwiązania z innych krajów mających większy poziom wolności gospodarczej i politycznej. Gołym okiem widać, że im bardziej kraj jest wolny, tym większy jest w nim poziom dobrobytu. Chiny nie będą tak bogate jak USA, dopóki nie będzie tam również i wolności słowa.

Andrzej Sadowski – ekonomista, założyciel i wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Jeden z założycieli Transparency International-Polska (do 2003 roku członek zarządu)

PO, chcąc uściślić, co jest mową nienawiści, złożyła projekt zmian kodeksu karnego. Proponuje sformułowanie, że „kto (…) nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań (...), podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Taka zmiana jest zasadna?

Andrzej Sadowski:

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!