- To przełomowy moment - mówił przewodniczący zespołu Maciej Lasek. Jak tłumaczył, jego zespół "od pół roku zwraca się do zespołu parlamentarnego o merytoryczną debatę", która nie jest możliwa bez udostępnienia materiału źródłowego. Lasek stwierdził, że zespół stara się manipulować opinią publiczną.
- Obecnie odnosimy wrażenie, że formuła przedstawiania coraz to innych i często ze sobą sprzecznych przyczyn katastrofy się wyczerpała - dodał Lasek, mówiąc o pracach zespołu parlamentarnego.
Lasek zaznaczył, że zespół Antoniego Macierewicza (PiS) posunął się do "manipulowania, wybiórczego stosowania informacji zawartych w oficjalnych dokumentach, które wyjaśniają przyczynę katastrofy". - I na postawie tej wybiórczej analizy próbuje udowadniać swoje tezy, gdyż widać, również przez ostatnie sześć miesięcy, że nie ma żadnych dowodów na ich poparcie - ocenił.
Odnosząc się do zarzutów, że raport akredytowanego przy rosyjskim MAK Edmunda Klicha, wskazujący m.in. na zaniedbania Rosjan nie został uwzględniony w pracach polskiej komisji badającej katastrofę, Lasek przypomniał, że dokument przygotowany przez Klicha zawierał ponad 40 stron uwag do raportu strony rosyjskiej, natomiast dokument przygotowany przez tzw. komisję Millera zawierał 148 stron uwag tylko do raportu MAK i działań strony rosyjskiej, z którymi strona polska się nie zgadzała po przeanalizowaniu zebranego materiału dowodowego i analizach wykonanych przez członków komisji zarówno na miejscu zdarzenia jak i podczas późniejszych prac.
- Chciałbym też zwrócić uwagę na niebywałą manipulację, której dopuścił się zespól parlamentarny całkowicie pomijając zawarte w dokumencie przygotowanym przez akredytowanego przedstawiciela, do którego mieli dostęp, przyczyny katastrofy. Pan Edmund Klich zawarł w tym dokumencie również następujące przyczyny - proponowane przez niego - zaliczając do nich: brak reakcji dowódcy statku powietrznego na komendę drugiego pilota "odchodzimy" i dalsze zniżanie, co doprowadziło do zderzania z przeszkodami terenowymi i w konsekwencji z ziemią; brak reakcji załogi na ostrzeżenia systemu TAWS; wykorzystywanie radiowysokościomierza w trakcie podejścia nieprecyzyjnego, co utrudniło załodze określenie właściwej wysokości na ścieżce schodzenia i finalnie niepodjęcie przez załogę decyzji o odlocie na lotnisko zapasowe pomimo otrzymania wielokrotnie informacji, że warunki na lotnisku w Smoleńsku uniemożliwiają lądowanie samolotu - mówił Lasek.