Ani Downing Street, ani Kreml nie ujawniają, co to za informacje. Media jedynie przypuszczają, że jest to albo nagranie rozmowy, albo przechwycona internetowa korespondencja liderów Wilajetu Synajskiego (prowincji) Państwa Islamskiego na temat dokonanego zamachu.
Samego przechwycenia informacji miał dokonać izraelski wywiad, który w pobliżu granicy z Egiptem na Synaju ma swoje ośrodki nasłuchu. Stamtąd wieść o zamachu miała zostać wysłana do Londynu i Waszyngtonu.
31 października rosyjski airbus rozbił się na pustyni synajskiej w Egipcie, w 23 minuty po starcie z lotniska w kurorcie Szarm el-Szejk. Zginęło 224 członków załogi i turystów wracających do Petersburga, w tym kilkuosobowe rodziny.
W maju fundamentaliści działający na Synaju podpisali umowę z Państwem Islamskim, podporządkowując się mu. Mimo to „Wall Street Journal" – powołując się na „amerykańskich urzędników znających analizy służb specjalnych" – pisze, że ewentualnego zamachu dokonali miejscowi dżihadyści, nie informując swoich przywódców w Iraku i Syrii. W tej sytuacji brytyjski wywiad miał uznać za głównego winowajcę lidera Synajskiego Wilajatu, którym jest Abu Usama al-Masri. Media sugerują, że londyński rząd gotów jest nawet wysłać do Egiptu oddziały specjalne SAS, by go złapały.
Według niepotwierdzonych informacji to właśnie al-Masri miał zwerbować pracownika lotniska w Szarm el-Szejk, który z kolei miał włożyć bombę do luku bagażowego rosyjskiego samolotu. Władze egipskie, najbardziej sprzeciwiające się wersji o terrorystycznym zamachu, zdążyły już jednak wyrzucić z pracy dotychczasowego dyrektora lotniska w Szarm el-Szejk.