Rzeczpospolita: Załóżmy, że Donald Trump wygra wybory. Czy rzeczywiście doprowadzi do dealu z Władimirem Putinem?
Christopher Chivvis: W kampanii wyborczej mówił o tym wielokrotnie, mamy też liczne sygnały, że jego sztab pozostaje w kontakcie z Moskwą. Dlatego trudno sobie wyobrazić, aby po zdobyciu Białego Domu Trump wycofał się ze swojego programu i nie zaproponował Moskwie całościowej przebudowy rosyjsko-amerykańskich stosunków, własnego resetu.
Na czym polegałby ten deal?
Na nowym podziale wpływów na świecie. Wyobrażam sobie, że Moskwa uzyskałaby nieograniczone możliwości działania na Ukrainie, potencjalnie także na Kaukazie i w Azji Środkowej. Trump podjąłby też bliską współpracę z Putinem w Syrii. I doprowadził do zniesienia przez Zachód sankcji gospodarczych wobec Rosji. Ale żeby ten deal zadziałał, Putin musiałby coś zaoferować w zamian. Bo Trump uważa się za „wielkiego negocjatora" i musi pokazać, że jest skuteczny. Kreml może więc ogłosić, że nie będzie więcej grozić NATO albo zrezygnować z popierania Baszara Asada. Putin na to pójdzie, bardzo chętnie podejmie współpracę z Trumpem.
Trump jest gotów oddać pod wpływy Moskwy kraje bałtyckie?