Wiele wskazuje na to, że władze anektowanego przez Rosję Krymu coraz mniej radzą sobie ze skalą korupcji na półwyspie. Świadczy o tym decyzja szefa krymskiego rządu Siergieja Aksjonowa, który we wtorek wstrzymał wszystkie prace budowlane, a najwięcej ich było w miastach leżących nad Morzem Czarnym. Nie ruszą, dopóki nie zostanie zweryfikowana dokumentacja wszystkich inwestycji. Decyzja ta nie dotyczy budowli finansowanych przez budżet federalny, czyli przez Kreml.
– Niestety, zabudowa półwyspu jest chaotyczna. Budowy bez dokumentów przekroczyły już wszystkie granice – tłumaczył swoją decyzję Aksjonow. Zapewne jest to reakcją na niedawną wypowiedź Putina, który stwierdził, że „lokalne władze powinny konsultować kwestie zabudowy wybrzeża z mieszkańcami tych terenów". – Nie powinno się tego robić w kuluarach – mówił.
Ukraińska dziennikarka Anna Andrijewska, która po aneksji Krymu uciekła do Kijowa, twierdzi, że od trzech lat trwa totalna zabudowa półwyspu i podział majątku. – Wszystkie sanatoria i pensjonaty zostały zawłaszczone przez nowych rosyjskich właścicieli. Gdy doszło do aneksji, lokalne władze zaczęły rozdawać ziemię na lewo i prawo. Nieźle na tym zarobiły, wszystko oczywiście pod pretekstem ściągnięcia inwestycji. Z mieszkającymi tam ludźmi nikt się nie liczy – mówi „Rzeczpospolitej" Andrijewska.
Ale Krym wabi nie tylko rosyjskich inwestorów. Kilka dni temu w Jałcie odbyło się międzynarodowe forum ekonomiczne. Według organizatorów udział w nim wzięło ponad 2 tys. uczestników, w tym 220 obcokrajowców z ponad 46 krajów. Władze półwyspu mówią o inwestorach m.in. z Austrii, Australii, Wielkiej Brytanii, Grecji, Włoch, Izraela oraz Stanów Zjednoczonych. Tuż po zakończeniu forum w Jałcie Kijów wysłał do Moskwy notę protestacyjną, a ukraińska prokuratura wszczęła postępowania karne wobec zagranicznych gości. Są oskarżani nie tylko o „nielegalne przekroczenie ukraińskiej granicy", ale i o „wspieranie władz okupacyjnych w rozwoju branży turystycznej". A to oznacza, że niektórych zachodnich inwestorów Rosjanom udało się jednak skusić.
– Nie ma żadnych ogólnodostępnych dokumentów na ten temat. Publikuje się jedynie informacje o rosyjskich inwestorach. Zagraniczni, a zwłaszcza zachodni, boją się sankcji – mówi Andrijewska.