Zgodnie z ustawami uchwalonymi przez samych separatystów głosowanie powinno odbyć się nie później niż w listopadzie. Ale już obecnie wiadomo, że tak nie będzie.
Na początku sierpnia z Doniecka i Ługańska wysłano do Moskwy kosztorysy kampanii wyborczych i głosowań. Od tej chwili wszyscy zaczęli mówić o „niekonieczności wyborów".
Jednocześnie do okupowanej części Donbasu przyjechała grupa socjologów z Moskwy, która prowadziła rozległe badania. „Nastroje okazały się bardzo niekorzystne dla obecnych ekip" – podsumował ich pracę jeden z kremlowskich urzędników.
Obecnie w Doniecku rządzi „prezydent" Aleksandr Zacharczenko. W Ługańsku „pełni obowiązku prezydenta" Leonid Pasiecznik. Jego poprzednik został obalony w listopadzie 2017 roku w bezkrwawym zamachu stanu. Wydawałoby się więc, że przynajmniej Pasiecznik będzie chciał wyborów, by przestać być „pełniącym obowiązki", a stać się pełnoprawnym prezydentem.