Dziś już nikt nie pamięta konfliktów, jakie sześć lat temu towarzyszyły przenosinom festiwalu z Krakowa do Warszawy. Nie sprawdziły się przepowiednie, że tak wielka impreza odbierze pieniądze na inne przedsięwzięcia w stolicy. A na Festiwal Beethovenowski czeka co roku coraz liczniejsze grono słuchaczy.
To nie jest propozycja dla tych, którzy chcą poznać nieznane utwory i twórców. Organizatorzy działają w sprawdzonych obszarach i nie boją się ciągłych powrotów do utworów swego patrona oraz Mozarta, Brahmsa lub Mahlera.
Ten repertuarowy kanon stanowi wciąż podstawę życia koncertowego nie tylko u nas. Można zatem zapytać, czy warto organizować specjalny festiwal, skoro i tak ci kompozytorzy pojawiają się ciągle w programach występów Filharmonii Narodowej.
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Beethovenowska impreza daje szansę do wykonawczych porównań. Wybierzmy się zatem na festiwal i posłuchajmy, jak Beethovena, Brahmsa czy Mahlera grają na przykład orkiestry niemieckie.
Szansy posłuchania Filharmonii Monachijskiej od lat nie dał nam żaden inny organizator imprez kulturalnych. A to przecież jedna z najlepszych orkiestr w Europie.