[b]Rz: Władze partii zmuszają swoich członków do wpłacania pieniędzy. Czy tak powinno być?[/b]
[b]Bartłomiej Biskup:[/b] To zależy od zwyczaju politycznego. Nie jesteśmy krajem zamożnym, dlatego taki „haracz” został przyjęty, by podreperować partyjne budżety. Jednak etycznie i kulturowo nie jest to takie oczywiste. By dany polityk pobierał jakąś pensję polityczną: posła, senatora, ministra, musi coś w swoim życiu osiągnąć. Przesadą jest mówić, że znalazł się na danym stanowisku wyłącznie dzięki partii politycznej. Równie dobrze można byłoby powiedzieć, że partie mają poparcie dzięki członkom pełniącym jakieś płatne funkcje publiczne. Dodatkowo taki polityk, na przykład prezydent, musi pracować, sprawując swoją funkcję, i wypełniać nie tylko partyjne zadania.
[b]„Płać, bo nie zostaniesz wystawiony w następnych wyborach” – czy takie podejście świadczy o demokracji w partiach? [/b]
To metody autokratyczne czy partiokratyczne. Jeśli tak stawiana jest sprawa: „płać, bo nie będzie cię na liście”, to coś jest nie tak. Prędzej czy później odbije się to negatywnie na partii, bo jej członek nie będzie miał oporów z przejściem do innej partii, która będzie zabierać mu mniej pieniędzy. Jeśli są to małe opłaty, to nikogo nie dotkną, ale wiem, że w różnych partiach np. od europosłów dużo się wymaga. Może to skutkować mniejszą identyfikacją z partią i zaszkodzić jej spójności. Nie sprzyja to dobrej pracy dla organizacji.
[b]Politycy twierdzą, że chętnie dają pieniądze. Są też tacy, którym danina partyjna ciąży: latami spłacają np. kredyty za wcześniejsze kampanie wyborcze.[/b]