Zdradzili mnie wiele razy

Słynny przywódca mudżahedinów ma pretensje do Amerykanów, że rozbroili jego armię. – Gdyby nie to, nie doszłoby do kontrofensywy talibów - mówi "Rzeczpospolitej" Ismail Khan

Aktualizacja: 17.07.2008 13:54 Publikacja: 16.07.2008 21:25

Ismail Khan

Ismail Khan

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Pamięta pan swoje pierwsze zwycięstwo nad wojskami sowieckimi?

Ismail Khan:

Byłem wtedy młodym oficerem armii Afganistanu. W 1978 roku wybuchło powstanie ludowe przeciwko komunistycznemu rządowi. Dzień później do niego dołączyliśmy. W ciągu czterech godzin zdołaliśmy pokonać bardzo duży rosyjski oddział rozmieszczony w Heracie. Zdobyliśmy wtedy olbrzymie wojskowe magazyny. Było w nich ponad 10 tysięcy sztuk broni, którą rozdaliśmy ludziom. Wtedy właśnie do kraju zaczęły wkraczać regularne oddziały sowieckiej armii. W wyniku walk i sowieckich bombardowań w Heracie zginęło 25 tysięcy mieszkańców. Ale dzięki zdobytej broni mogliśmy kontynuować walkę. Po 14 latach komuniści zostali pokonani. Powstanie w Heracie było pierwszą wielką bitwą. Potem było wiele innych.

Czy przywódcy byli wtedy zjednoczeni, czy każdy walczył na swoje konto?

Na początku byliśmy skupieni wokół dwóch różnych islamskich partii. Ale stopniowo powstawały kolejne ugrupowania. Na początku wszyscy mudżahedini mieli jeden wspólny cel; pokonać komunistów. Prawdziwe różnice pojawiły się pod koniec wojny. Ale pomimo konfliktów mudżahedini potrafili się zjednoczyć. Kiedy rozpoczynała się walka, polityczne różnice i osobiste ambicje odkładano na bok.

Afgańczycy mają to do siebie, że się jednoczą, kiedy ich kraj jest okupowany. Tak też było kiedy do władzy doszli talibowie. Początkowo wzbudzali zaufanie mieszkańców. Ale kiedy się okazało, że są wspierani z zewnątrz wszyscy obrócili się przeciwko nim

Talibowie właśnie przystąpili do kontrataku i stają się coraz silniejsi. W Afganistanie jest 70 tysięcy obcych wojsk i to z pewnością nie koniec. Gdzie popełniono błąd? Przecież w 2001 roku po ofensywie Sojuszu Północnego i wojsk USA wydawało się, że talibowie zostali pokonani.

Zwycięstwo nastąpiło bardzo szybko. Po zamachach z 11 września 2001 roku zaczęły się bombardowania amerykańskie, które zadały talibom bardzo duże straty. Jednocześnie my rozpoczęliśmy atak na wielu frontach i talibowie, wyczerpani już wieloletnią walką z nami zaczęli się błyskawicznie wycofywać. Zwycięstwo przyszło tak szybko i tak łatwo, że Amerykanie przepełnili się dumą i uznali, że to wyłącznie ich zasługa. My z kolei uważaliśmy, że to nasz sukces. Problem się zaczął, kiedy Amerykanie zamiast skupić się na rozbrojeni talibów zwrócili się przeciwko naszym oddziałom. A talibowie wyparci z Kabulu nie byli ścigani już po kilkudziesięciu kilometrach. W takich prowincjach jak Ghazni, gdzie teraz są Polacy czy Helmand nikt ich nie niepokoił. Mogli przystąpić do odbudowy swoich sił a teraz zdobywają kolejne tereny i sytuacja się pogarsza.

Obecność wojsk m.in. z Polski jest więc uzasadniona?

Teraz bez nich Afganistan by sobie nie poradził. Ale nie musiało tak być. Ostrzegałem Amerykanów, że robią błąd próbując rozbroić moich ludzi. A oni mi tłumaczyli, że priorytetem jest stworzenie armii narodowej. Tylko, że przez 3 lata jej liczebność osiągnęła 10 tysięcy żołnierzy. Amerykanie domagali się abyśmy złożyli broń, kiedy w pięciu kontrolowanych przez moje wojska prowincjach było tylko 15 amerykańskich żołnierzy! A przecież można było wykorzystać doświadczenie moich mudżahedinów. Przez kilkanaście lat walczyliśmy z Rosjanami a potem sami prowadziliśmy walkę przeciwko talibom. Mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy ludzi i dobre uzbrojenie. Tę wojnę można było wygrać już na samym początku i siły międzynarodowe nie byłyby konieczne.

Nie boi się pan, że z powodu przedłużającej się obecności wojsk i ofiar cywilnych sympatia mieszkańców zacznie się przechylać na stronę talibów?

Na początku takie zjawisko nie występowało. Ludzie mieli dość talibów i chcieli pomocy z zewnątrz. Teraz jednak talibowie rzeczywiście mają coraz więcej argumentów, które pomagają im prowadzić kampanię propagandową. Hasło, że Afganistan jest okupowany może przemawiać do pewnej grupy osób.

Kiedy był pan gubernatorem prowincji Herat panował tam spokój i porządek. Dlaczego akurat panu się to udało?

Allah obdarza ludzi różnymi zdolnościami. W Afganistanie było wielu dowódców, ale prawdziwą sławę zyskało tylko kilku z nich. Dzięki temu zdobyłem zaufanie i poparcie ludzi, które było niezwykle ważne. Trzy lata spędziłem w więzieniu u talibów i miałem czas zaplanować odbudowę mojej rodzinnej prowincji. Wiedziałem, że muszę mieć silną armię. W ciągu półtora roku byłem w stanie uzbroić 31 tysięcy ludzi. Kiedy to zrobiłem w całym obszarze zachodniego Afganistanu nie było najmniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa. Druga sprawa to stworzenie miejsc pracy dla mieszkańców. W Heracie odkąd najstarsi ludzie sięgali pamięcią były tylko trzy fabryki. Kiedy przejąłem władzę, zebrałem ludzi którzy dysponowali kapitałem i w ciągu trzech latach powstało około 250 fabryk. 80 tysięcy mieszkańców znalazło w nich zatrudnienie. Dla miasta była to rewolucyjna zmiana. Starałem się, aby wszystkie dzieci w regionie uczęszczały do szkoły. W krótkim czasie udało nam się do szkoły wysłać 300 tysięcy dzieci. 40 proc. z nich to dziewczynki. Największy odsetek w całym Afganistanie. Założyliśmy uniwersytet, który ma 10 wydziałów. Budowaliśmy drogi, hotele miejsca do wypoczynku. Tak prowadzona polityka stała się powodem ogromnego poparcia ludności

I dlatego prezydent Hamid Karzaj wysłał przeciwko panu armię i pozbawił pana stanowiska gubernatora?

Moja popularność niepokoiła prezydenta Karzaja. Ale na pozbawienie mnie stanowiska nalegała też społeczność międzynarodowa. Niestety w niektórych krajach wytworzyło się przekonanie, że nie jestem zadowolony z władzy centralnej. A to nie była prawda. Popierałem rząd. Po prostu uważałem, że tylko ja mogę zapewnić bezpieczeństwo w Hearacie, bo mam posłuch u ludzi. Chciałem, żeby stabilność i bezpieczeństwo promieniowały na inne prowincje. Okazało się, że znowu miałem rację, bo kiedy mnie usunięto bezpieczeństwo znacznie się pogorszyło. Ludzie dysponujący kapitałem ze względu na brak gwarancji bezpieczeństwa postanowili przenieść swoje inwestycje do Iranu czy Dubaju. Pojawiło się bezrobocie i bieda. Na to, że nie było przeciwko mnie żadnych oskarżeń może wskazywać, że prezydent Karzaj nie wsadził mnie do więzienia tylko zrobił mnie ministrem ds. energetyki i wody.

Najwyższe stanowiska zajmują ludzie, którzy często byli wrogami i niejedno mają na sumieniu. Kiedyś zdradził pana Abdul Raszid Dostum, który był do niedawna szefem sztabu. Jest pan skłonny mu wybaczyć?

Dostum mnie zdradził w czasie szturmu na zajęty przez talibów Kandahar w latach 90. Jego lotnictwo bombardowało pozycje moich wojsk, które były już blisko miasta. W efekcie talibowie odparli atak. Potem znów walczyliśmy po jednej stronie. Ale zdradzony byłem wiele razy. Jeden z dowódców Dostuma wydał mnie później w ręce talibów. Większość tych ludzi zrozumiała w końcu, że popełniła błąd i znów walczyliśmy po jednej stronie. Przeszłość trzeba umieć zostawić za sobą.

Ja się panu udało zbiec z więzienia talibów w Kandaharze?

Sprzedano mnie kiedy przygotowywaliśmy szturm na talibów. Dostum już z nimi zerwał, ale jeden z jego dowódców, który był z nim w konflikcie, postanowił zdradzić. Talibowie chcieli jednak dowodu na szczerość jego intencji i zażądali mnie. Pewnego dnia Malik zaprosił mnie do siebie. Jedliśmy posiłek, kiedy weszli jego ludzie z wycelowaną bronią. Nie miałem żadnych szans. Równocześnie talibowie rozpoczęli kontratak i przełamali front. Pomagały im już wojska komendanta Malika. 1800 naszych ludzi dostało się do niewoli.

Przetransportowano mnie do innej prowincji i przekazano talibom. Trzy lata spędziłem skuty kajdanami w więzieniu w Kandaharze. Wypuszczano nas tylko na dziedziniec na modlitwę. Udało mi się jednak zaprzyjaźnić z jednym ze strażników, który zgodził się mi pomóc w ucieczce. W zamian chciał Toyotę Land Cruiser. Ale nie do końca wierzyłem, że za taką cenę będzie lojalny. Dlatego powiedziałem mu, że uwierzę, jeśli wyśle swoją rodzinę do Iranu, gdzie moja rodzina przebywała na uchodźstwie. Napisałem list do syna, aby wysłał dwóch ludzi do Afganistanu po rodzinę strażnika. Kupiliśmy dla niej w Iranie dom z pełnym wyposażeniem. Mój syn kupił też nowy samochód dla strażnika i sprowadził go do Kandaharu. Wtedy wiedziałem, że mogę już spróbować ucieczki. Byłem jednak skuty, a klucz był u naczelnika więzienia. Ustaliliśmy, że mój wybawca kupi nowy komplet łańcuchów. Stare okowy rozbił i gdzieś je ukrył. Ja założyłem nowe łańcuchy a klucz schowałem do kieszeni. Czekałem na sygnał.

Uciekliśmy kiedy strażnik był na nocnej zmianie. O trzeciej w nocy przyniósł mi ubranie talibów. Ułożyłem pościel w taki sposób, żeby wydawało się, że leżę na posłaniu i śpię. Wyprowadził mnie z więzienia i wsadził do czekającego niedaleko samochodu. Ale nie mogliśmy od razu odjechać. Trzeba było zaczekać aż się zakończy jego dyżur, żeby talibowie się za wcześnie nie zorientowali. Dopiero kiedy przekazał służbę swojemu następcy i zapewnił go, że wszyscy są w swoich celach wsiadł do auta i odjechaliśmy. Talibowie dopiero po południu zorientowali się co się stało.

Jechaliśmy do Iranu, ale zabłądziliśmy na pustyni i dwa dni szukaliśmy drogi. W końcu spotkaliśmy jakiegoś człowieka, który zgodził się nas poprowadzić. Byliśmy już 70 kilometrów do granicy, kiedy samochód wjechał na minę. Pojazd został doszczętnie zniszczony, ja zostałem ranny, a strażnik stracił nogę. Nic nie stało kierowcy i naszemu przewodnikowi. Ponieważ wiedziałem, że w pobliżu jest baza moich mudżahedinów wysłaliśmy kierowcę, aby ich poszukał. Kilkanaście godzin później wrócił z moimi ludźmi i szczęśliwie dotarliśmy do Iranu. Po trzech miesiącach leczenia wróciłem i otworzyłem na nowo front przeciwko talibom.

rozmawiał Wojciech Lorenz

Ismail Khan jest jednym z najsłynniejszych przywódców mudżahedinów, którzy podjęli walkę z komunistycznym reżimem w Afganistanie i przybyłą mu na ratunek armią sowiecką. W 1992 roku został gubernatorem prowincji Herat. Kiedy władzę w Afganistanie zaczęli przejmować talibowie, Khan ponownie ruszył na wojnę. Schwytany, po trzech latach zbiegł z więzienia. Stojąc na czele oddziałów Sojuszu Północnego, razem z siłami USA obalił reżim talibów. Za jego rządów prowincja Herat podźwignęła się z gruzów i stała się wzorem porządku. Jego przeciwnicy oskarżali go jednak, że rządzi prowincją jak własnym księstwem, nie chce odprowadzać podatków do stolicy ani rozwiązać własnej armii. Natomiast Amerykanie podejrzliwie patrzyli na jego związki z Iranem. Prezydent Hamid Karzaj wysłał w końcu wojska do Heratu. Przywódca nie został jednak aresztowany. Prezydent pozbawił go stanowiska gubernatora, ale mianował ministrem ds. energetyki i wody.

—lor

Pamięta pan swoje pierwsze zwycięstwo nad wojskami sowieckimi?

Ismail Khan:

Pozostało 99% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać