Zwykle pełny ludzi i tętniący życiem plac przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego w Betlejem świeci pustkami. Okoliczne kramy z różańcami z drzewa oliwnego są pozamykane. Na środku placu, obok czerwonego transparentu z napisem „Merry Christmas“, stoi świąteczna choinka. Lampki są zgaszone na znak solidarności ze Strefą Gazy, w której trwa izraelska operacja wojskowa.Betlejem i okolice to największe skupiska chrześcijan na Zachodnim Brzegu Jordanu. W większości są obrządku wschodniego. W tym roku Boże Narodzenie (7 stycznia) świętowano w Betlejem w wyjątkowo ponurej atmosferze.
– Nie możemy się cieszyć, gdy nasi bracia w Strefie Gazy są masakrowani przez bomby – tłumaczy taksówkarz nagabujący turystów pod bazyliką.
Tych jest wyjątkowo mało. W świątyni przebywa tylko niewielka grupa Włochów. Wiele pielgrzymek zostało odwołanych z powodu wojny. W bocznej, spowitej dymem kadzideł nawie bazyliki modli się brat Artemios. Niedawno wrócił ze Strefy Gazy, gdzie pełnił posługę przez kilka miesięcy.
– Dziś różnice religijne nie mają żadnego znaczenia. Codziennie odprawiamy modły w intencji naszych mordowanych rodaków. Na dzwonnicy na znak żałoby wywiesiliśmy czarną flagę – mówi.– Ale przecież izraelska operacja wymierzona jest w fundamentalistyczną organizację Hamas. – Nie myślimy teraz o tym. W wyniku nalotów i bombardowań giną nie tylko bojownicy Hamasu, ale i zwykli ludzie. Kobiety i dzieci. Mogą być wśród nich również chrześcijanie.
[srodtytul]Śnią mi się bomby[/srodtytul]