Słyszeliście o Robercie Niedźwieckim? Imię i nazwisko dość popularne, nieprawdaż? Ludzi o tym imieniu i nazwisku jest w Polsce bardzo wielu. Ale nie o nich chcę napisać. Ten, który przykuł moją uwagę, nazywał się Robert R. Niedzwiecki, był 22-latkiem z Grand Rapids w Michigan i uchodzi za pierwszego amerykańskiego żołnierza, który zginął w II wojnie światowej. Uchodzi, nie jest bowiem wcale pewne, czy zabito go jako pierwszego 7 grudnia 1941 roku podczas ataku na Pearl Harbor. Wiadomo natomiast na pewno, że to właśnie jego dotyczyła pierwsza depesza wysłana do USA z informacją o zabitym w wyniku ataku amerykańskim żołnierzu. O śmierci Roberta R. Niedzwieckiego lokalna gazeta informowała już drugiego dnia wojny, w poniedziałek 8 grudnia, zamieszczając przy tym zdjęcie jego smutnego ojca wpatrującego się w portret syna w mundurze. Rodzinę poinformowano, że przyczyną zgonu były rany od kuli z broni maszynowej i odłamków bomb. Wiadomo też, w jakiej formacji służył; był szeregowcem w korpusie sił powietrznych Stanów Zjednoczonych na lotnisku Wheeler Field, gdzie serwisował spadochrony. To lotnisko było pierwszym celem japońskich samolotów, zanim zaatakowały Pearl Harbor. Chodziło o sparaliżowanie amerykańskiego lotnictwa, by nie krzyżowało planów głównego nalotu.