„Mam wrażenie, że zaczynasz rozumieć fundamentalną prawdę: ten izraelski rząd zachowuje się w sposób zagrażający naszym najważniejszym interesom w regionie. Netanjahu nie jest naszym przyjacielem” – napisał w „New York Timesie” („NYT”) czołowy publicysta tego dziennika Thomas Friedman w komentarzu rozpoczynającym się od słów „Drogi prezydencie Trump, bardzo niewiele jest inicjatyw podjętych przez ciebie od przejęcia urzędu, z którymi się zgadzam, z tą bliskowschodnią – tak”.
Friedman podkreślił z zadowoleniem, że w ostatnich tygodniach Trump, nie zważając na zdanie Netanjahu, rozpoczął negocjacje z izraelskimi wrogami – Iranem, jemeńskimi Huti oraz Hamasem (dzięki czemu w poniedziałek został uwolniony z Gazy zakładnik z amerykańskim paszportem Edan Alexander). Zdaniem publicysty krytycznego wobec Trumpa „NYT” dla obecnego „ultranacjonalistycznego i mesjanistycznego” rządu Izraela priorytetem nie jest pokój z większością arabskich sąsiadów, lecz aneksje, rozbudowa żydowskich osiedli i wysiedlanie Palestyńczyków.
Normalizacja stosunków Arabii Saudyjskiej z Izraelem nie jest już warunkiem wielkiego otwarcia amerykańsko-saudyjskiego
Z takim programem Izrael nie dojdzie do normalizacji stosunków z Arabią Saudyjską, nad którą Amerykanie, najpierw za pierwszej kadencji Trumpa, a potem za Joe Bidena, pracowali od kilku lat. Miała ona być częścią większego planu – nowego otwarcia amerykańsko-saudyjskiego, obejmującego sprzedaż najnowocześniejszej broni z USA i wsparcia dla saudyjskiego programu atomowego (cywilnego).
Było już blisko normalizacji, ale zamach terrorystyczny Hamasu 7 października 2023 roku jej przeszkodził. Wojna w Strefie Gazy, która się potem rozpoczęła, spowodowała, że Saudyjczycy postawili warunek: normalizacja tylko po uznaniu przez Izrael, że powstanie państwo palestyńskie. A Mohamed bin Salman zaczął nazywać izraelskie działania w Gazie ludobójstwem.
Jeszcze w lutym tego roku Trump zakładał, że Rijad nie będzie się upierał przy tym warunku. Teraz godzi się na wielkie otwarcie z Saudyjczykami bez realizowania interesów Izraela (przynajmniej oficjalnie). Pierwsza informowała o tym kilka dni temu agencja Reuters. Napisała, że brak normalizacji stosunków Arabii Saudyjskiej z Izraelem, podobnej do tej, na którą za pierwszej kadencji Trumpa zdecydowały się m.in. Zjednoczone Emiraty Arabskie, nie zaszkodzi już ani współpracy atomowej z Rijadem, ani wielkim kontraktom zbrojeniowym. Na początek za sumę ponad 100 mld dol., w tym na wielozadaniowe myśliwce F-35. Inne źródła, w tym „NYT”, wspominają też o saudyjskich inwestycjach w USA na sumę biliona dolarów, których oczekuje Trump, oraz o daleko posuniętych amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa dla Arabii Saudyjskiej.
Skąd ta zmiana? Przede wszystkim wspomniane wielkie pieniądze. Ale Amerykanie również nie oglądają się już na rząd Netanjahu, bo nie chcą pozostawić Półwyspu Arabskiego Chińczykom. Pekin mógłby pomóc Rijadowi w tworzeniu jego programu atomowego. A już wcześniej zaangażował się w łagodzenie stosunków między najważniejszą monarchią sunnicką, Arabią Saudyjską, i Iranem, szyickim mocarstwem regionalnym. Administracja Trumpa ku niezadowoleniu Izraelczyków prowadzi też negocjacje z Teheranem w sprawie nowego porozumienia nuklearnego.