„Pokazawszy rządowi figę, obywatel wsadza do auta sąsiada i teściową i zasuwa do Suwałk po tanie jaja, szynkę i benzynę. Czy to możliwe, by w ciągu zaledwie dwóch miesięcy jakiś głupi zwiększony podatek na wyżerkę, leki, używki i paliwo zabił w naszym obywatelu patriotyzm i narodową dumę?” – pyta ironicznie autorka. Zauważa jednak, że gdy „ten sam obywatel korzystnie się w województwie podlaskim zaopatrzy i zatankuje, w te pędy wracają do niego ambicje, poczucie narodowej godności i rozbuchany patriotyzm. A wystarczy, by Główna Komisja Wyborcza zarejestrowała Waldemara Tomaszewskiego jako kandydata na prezydenta, a naród, wzgardziwszy polską benzynką, polopirynką, szynką i słoninką, pokornie wróci na łono rodzimych sklepów, aptek i stacji benzynowych. (...) I natychmiast wyszło na jaw, że polskie mięso – to napakowane chemią bezwartościowe ścierwo, a ich benzyna – to przecież nasza benzyna, gdyż Polacy sprowadzają ją z Możejek, a najpewniej nas z niej okradają, bo jakim innym cudem byłaby u nich tańsza? (...) Przyzwyczaimy się, że lechicka ręka niedrogo jeść daje, nasza czujność osłabnie, patriotyzm sadłem zarośnie, a oni wtedy cap! Siłą zawloką nas do nowej unii, jak niegdyś królowa Jadwiga księcia Jagiełłę do ołtarza” – ostrzega ironicznie autorka komentarza „Strzeż się Podlaskiego i Tomaszewskiego!”
– Nasza działalność na rzecz utrzymania polskości za granicą powinna się zaczynać od Wileńszczyzny – apeluje w „Kurierze Wileńskim” Maciej Płażyński, z którym rozmawia Krystyna Adamowicz. – W Polsce jest wielu ludzi pochodzących z Kresów, ale w większości kierują się jedynie sentymentem do swej ojcowizny, a już w następnych pokoleniach ten sentyment często zanika. (...) W Polsce życie kulturalne i tożsamość były w dużej mierze kształtowane przez Kresy, a jednak w obecnych realiach Kresy zostały zapomniane. To, co trzeba dziś zrobić, to ponownie zbudzić sentyment do Kresów, pokazać, dokąd sięgają nasze korzenie. Bo co jest ważne w Polsce dla przeciętnego Polaka, to jest ważne dla polityków i przekłada się na skuteczniejsze działania – mówi prezes Wspólnoty Polskiej. Przypomina też, że tak jak Polska dba o mniejszość litewską czy niemiecką, tak Litwa i Niemcy powinny dbać o mniejszość polską. – Nikomu na Opolszczyźnie nie przeszkadzają podwójne napisy w urzędach i szkołach – po polsku i po niemiecku. W miejscowości, gdzie mieszkają Litwini, również trzymamy się zobowiązań. I tego samego oczekujemy od drugiej strony. Sądzę, że Litwa w sposób wyraźny łamie konwencje europejskie o prawach mniejszości. Jednak politycy polscy zbyt miękko traktują te sprawy, zbyt łatwo słuchają deklaracji, a nie pytają o realizację deklaracji wcześniej złożonych – ocenia prezes Wspólnoty Polskiej.
– Na emigracji do 1990 roku istniały różne podziały, ale kierunek zasadniczo był jeden najważniejszy: wolna Polska. Kiedy cel został osiągnięty, kraj odzyskał niepodległość, zabrakło emigracji koncepcji dla siebie. Innych idei, dróg rozwoju. Zabrakło klarownej wizji – ocenia dr Andrzej Suchcitz, szef londyńskiego Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. Sikorskiego. – Los każdej emigracji jest taki, że gdzieś po drodze z upływem lat asymilacja przybiera na sile. Jesteśmy w drugim, trzecim pokoleniu Polaków na Wyspach. Czujemy się gospodarzami w tym kraju, ale świadomość polskich korzeni jest dla nas wartością zasadniczą. Nie wiem, jak będzie z najnowszymi przybyszami z kraju, z migracją ekonomiczną. Tych Polaków przywiodły na Wyspy zupełnie inne przesłanki. Czy wrócą do kraju? Czy zdecydują się na pozostanie i poddadzą się asymilacji? W dzisiejszej Europie mamy tak dużo swobód, że nic nie zmusza ich do składania deklaracji na przyszłość – przyznaje zasłużony działacz emigracyjnej kultury, z którym w „Dzienniku Polskim” rozmawia Jarosław Koźmiński.