[b]Rz: Czy kampania przed referendum była bardziej oparta na faktach czy na emocjach? [/b]
[b]prof. Kennethem Benoit:[/b] Po stronie obozu „tak” mieliśmy kampanię opartą zdecydowanie bardziej na faktach. Irlandczykom próbowano wytłumaczyć, po co potrzebny jest traktat, i przekonać ich, że dzięki zdobytym gwarancjom nikt nie będzie ingerował w sprawy podatków, próbował znieść zakazu aborcji czy siłą wciągać Irlandczyków do europejskiej armii.
Obóz „nie” grał ewidentnie na emocjach. Mimo uzyskanych przez rząd gwarancji ciągle straszył, że Irlandia utraci neutralność albo że traktat wprowadzi płacę minimalną 1,84 euro. Po tej stronie było więcej argumentów, które miały wywołać strach i były wyraźnie skierowane do ludzi z klasy robotniczej i mniej zarabiających. Do końca wynik nie był przesądzony, bo ten obóz był bardziej widoczny i bardzo zdeterminowany. W centrum Dublina widziałem dom cały udekorowany plakatami, nalepkami i neonami, na wszystkich był ten sam przekaz: głosuj na „nie”. Po stronie obozu popierającego traktat nie było takich emocji.
[b]Sporo ludzi, którzy wcześniej głosowali na „nie”, teraz poparło traktat. Wystraszyli się kryzysu? [/b]
Mimo członkostwa w Unii kryzys jest bardzo dotkliwy, ale Irlandczycy dostrzegli, że gdyby nie członkostwo i euro, sytuacja mogłaby być jeszcze gorsza, jak w Islandii, która praktycznie zbankrutowała. Strach przed znalezieniem się poza głównym rdzeniem Unii odegrał dużą rolę. Ale także to, że do poparcia traktatu przekonywały wszystkie liczące się ugrupowania polityczne. Opozycja, intelektualiści – główne związki zawodowe, biznes i rolnicy – albo mówili, że traktat jest dla Irlandii korzystny, albo – tak jak Kościół – że przynajmniej jej w niczym nie zaszkodzi. To zepchnęło partie zachęcające do głosowania na „nie” na margines.