Był manifestacją odmienności i wolności. Łączył się z bikiniarskim ubiorem, który opisał w "Złym" Leopold Tyrmand. Pamiętam chłopaka z wyższej klasy w liceum, który na przerwach mówił o jazzie. Był ubrany inaczej niż wszyscy. Potem podpatrywałem Wojciecha Karolaka i Jana Byrczka, kontrabasistę. Potrafiłem iść za nimi przez wiele ulic dla samego widoku pięknej rzeźby w ruchu: dwóch ludzi z kontrabasem.
[b]Jak pana rodzina przyjmowała powojenne zmiany?[/b]
Przed wojną nie mieli zbyt słodko. Mama była bezrobotną nauczycielką, a ojciec, syn sierżanta cesarsko-królewskiej armii, skończył co prawda studia prawnicze, ale egzamin sędziowski mógł zdać dopiero po wojnie. Był członkiem PPS. Wujek dostał trzy lata więzienia za żart o Stalinie. Ale na co dzień nie czułem ciężaru komuny. Obracałem się w środowisku Piwnicy pod Baranami, Piotra Skrzyneckiego, muzyków, plastyków, fotografików.
[b]Jak założył pan Jazz Darings? [/b]
Z Jackiem Ostaszewskim interesowaliśmy się sztuką. Poznaliśmy się na konkursie recytatorskim poezji. Chodziliśmy na wykłady z historii sztuki. Pasjonował nas Kafka i egzystencjalizm. Jazz był naturalną konsekwencją tych zainteresowań – tak jak paryskie spotkanie Jeana Paula Sartre'a z Milesem Davisem.
[b]Grupa, w której grał również Adam Makowicz, powstała w 1962 r., kiedy zaczynali Beatlesi.[/b]