[b]Czyli w jakim stopniu?[/b]
W takim, by opinia rady gminy była wyjściowym kryterium do dalszej oceny wniosku.
[b]To przecież duże kompetencje dla samorządów.[/b]
Ale trzeba je szanować, bo rozwiązywanie problemów społecznych, w tym wynikających z hazardu, należy do kompetencji gminy. Dziś, gdy jakaś firma występuje do nas o otwarcie salonu, pierwszym kryterium, jakie sprawdzamy, jest opinia rady gminy. Jeśli jest pozytywna, to w następnej kolejności oceniamy, czy firma spełnia warunki i czy oferty innych firm nie są lepsze. Od ubiegłego roku wprowadziłem w Ministerstwie Finansów transparentne zasady oceny rozstrzygania przetargów o wydanie zezwolenia. Na 25 punktów aż osiem otrzymuje się za pozytywną opinię samorządu. Ale są takie gminy, jak np. Piaseczno, które nie wyrażają zgody na istnienie salonów i my takiego zezwolenia nie wydajemy, bez względu na atrakcyjność finansową ofert.
[b]Czy podczas prac nad ustawą hazardową zgłaszali się do pana przedstawiciele branży, próbując wpłynąć na jej treść?[/b]
W toku konsultacji społecznych spotykałem się z reprezentantami organizacji gospodarczych z branży hazardowej, którzy przekonywali mnie do swoich racji. Część pomysłów, jeśli była uzasadniona interesem publicznym, przyjmowaliśmy. Wszystko odbywało się jednak transparentnie. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak, to cała dokumentacja jest dostępna w Biuletynie Informacji Publicznej MF.
[b]Czy dla własnego bezpieczeństwa nagrywał pan rozmowy z biznesmenami?[/b]
Nie ma w resorcie praktyk nagrywania rozmów z osobami, które przychodzą na spotkania. Nie ma więc żadnych taśm. Rozmowy prowadziłem zazwyczaj w towarzystwie innego urzędnika, a moi rozmówcy pozostawiali pismo ze swoimi wnioskami. Proszę jednak pamiętać, że zgodnie z prawem mogą oni wnosić swoje uwagi do projektu, który ich dotyczy. Do tej pory nie unikałem takich kontaktów, bo obowiązkiem ministra prowadzącego projekt ustawy jest odbywanie konsultacji społecznych. To, że się jest wiceministrem, nie znaczy, że trzeba się otoczyć murem. Trudno założyć, że każdy, kto przychodzi na spotkanie do mnie, to lobbysta lub przestępca.
[b]Ma pan znajomych w branży hazardowej?[/b]
Nie mam. Nie przenoszę relacji służbowych na grunt prywatny bez względu na to, czy dotyczy to branży gier, akcyzy czy cła. Nie fraternizuję się z tymi, których sprawy mam rozstrzygać. W przypadku branży gier nawet nie uczestniczyłem w spotkaniach czy konferencjach organizowanych przez ten sektor.
[b]Zdarza się panu zagrać na jednorękich bandytach lub zajrzeć do kasyna na partyjkę black jacka?[/b]
Nie, nigdy mnie to nie interesowało. Może raz w roku bywam na organizowanych na warszawskim Służewcu gonitwach konnych. Nie przyjmuję jednak zaproszeń od Totalizatora Sportowego, nie siedzę w żadnej VIP-owskiej loży, nie obstawiam gonitw, ale zabieram żonę, dzieci i idziemy spędzić czas w miłej atmosferze oraz przyjemnym otoczeniu.
[b]Kilka dni temu otrzymał pan ochronę Biura Ochrony Rządu. Dostaje pan pogróżki?[/b]
Nie.
[b]Czuje się pan zagrożony?[/b]
Wiem tyle, że było na mnie jakieś zlecenie, co wynika ze stenogramów z podsłuchów. Sam się zastanawiałem, co CBA zrobiło z takim sygnałem. Wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Nie otrzymałem żadnych sygnałów ostrzegawczych, ale o powody przyznania ochrony proszę pytać BOR. Zdaję sobie jednak sprawę, że w wypadku delegalizacji pewnych gałęzi hazardu można mieć do czynienia z różnymi zagrożeniami, od politycznych po wybryki chuligańskie. Poza tym przez przygotowywane przeze mnie zmiany ustawowe nagle wiele osób czerpiących zyski czy dochody z automatów je straci. Trzeba się liczyć z tym, że akty desperacji tych ludzi mogą być różne. Sądzę jednak, że sama informacja o tym, że taką ochronę mam, działa prewencyjnie.
[b]Ostatnie wydarzenia sprawiły, że zyskał pan miano osoby, która zdemaskowała próbę “załatwienia” ustawy dla branży hazardowej. [/b]
Kiedy przychodziłem do resortu w lutym 2008 roku, miałem wrażenie, że mam w ministerstwie trzy miny: Służbę Celną i nierozwiązane wieloletnie problemy środowiska celników skutkujące kryzysem, sprawę stawek akcyzy i opóźnienia w dostosowaniu przepisów akcyzowych do wymagań unijnych oraz hazard. Dwie z nich udało się rozbroić, a trzecia mina wybuchła obok. Jeśli, jak wynika ze stenogramów, ktoś kopał dołki pode mną, to sam w nie wpadł. Ale ja w tej całej sprawie chcę być postrzegany jako urzędnik, który rzetelnie wykonuje swoje obowiązki i reprezentuje interes państwa. Doszliśmy do paradoksalnej sytuacji, że bohatera robi się z człowieka, który zachował się zgodnie z zasadami i przepisami. Takich jak ja celników czy skarbowców reprezentujących na co dzień interes państwa jest wielu. Zresztą gdyby nie afera hazardowa, kto by dziś wiedział, kim jest Jacek Kapica?
[b]Czuje pan już ten wzrost popularności?[/b]
To raczej przejściowe zainteresowanie mediów. Nie jestem celebrytą, nikt nie rozpoznaje mnie na ulicy. Muszę jednak przyznać, że po wybuchu afery otrzymałem wiele przyjaznych esemesów od znajomych i przyjaciół. Mam wiele zaproszeń do telewizji czy rozgłośni radiowych, ale niechętnie udzielam wywiadów. Mam mnóstwo pracy i muszę jeszcze znaleźć czas dla rodziny. Nie mam parcia na szkło.
[b]Czy nie pojawi się pan w reklamówce wyborczej PO jako symbol walki z patologiami?[/b]
Zajmując stanowisko wiceministra i szefa Służby Celnej, pozostaję na etacie funkcjonariusza celnego, który zgodnie z ustawą nie może manifestować poglądów politycznych. W takim wypadku musiałbym odejść ze służby, a nie zamierzam. Natomiast każdy minister czy wiceminister swymi działaniami kreuje obraz rządu premiera Tuska.
[i]—rozmawiali Dorota Kołakowska i Piotr Nisztor[/i]