[b]Rz: Korzystał pan podczas wojny z „usług” niemieckich kolei?[/b]
[b]Jerzy Kowalewski:[/b] Tak. Trzy razy. Byłem bowiem więziony w trzech obozach: Auschwitz, Gross-Rosen i Dachau. Do Auschwitz jechałem prosto z Pawiaka. Do wagonu bydlęcego władowali nas na Warszawie Głównej. 70 – 100 chłopa do wagonu. Staliśmy strasznie stłoczeni, nie było nawet miejsca, by usiąść. I tak jechaliśmy noc, dzień i noc. Dopiero następnego dnia przyjechaliśmy do Auschwitz.
[b]Co wam w tym czasie dali do jedzenia?[/b]
Nic! Nie dali też nic do picia, a potrzeby trzeba było załatwiać pod siebie. Ucieczka była niemożliwa. Na dachu, z przodu i z tyłu wagonu, siedziała eskorta SS. Gdzieś koło Piotrkowa Niemcy nabrali podejrzeń, że ktoś z wagonu chce zbiec. Otworzyli drzwi, wpadli do środka i zaczęli wszystkich bić. Kolbami, gumowymi pałami i pięściami. Do krwi.
[b]Pozostałe dwie podróże kolejami Rzeszy wyglądały podobnie?[/b]