Na pogrzeb do Krakowa nie dotarł ani szef Komisji Europejskiej Jose Barroso, ani unijny prezydent Herman Van Rompuy. Tak jak inne delegacje swoją nieobecność tłumaczyli chmurą wulkanicznego pyłu uniemożliwiającą latanie. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/04/18/to-jest-prawdziwy-hold/" "target=_blank]Przeczytaj[/link] komentarz Jerzego Haszczyńskiego[/b][/wyimek]
- Byłem świadkiem determinacji Jose Barroso: lecimy do Krakowa. Byłem przekonany przed północą w sobotę, że lecimy, bo takie były informacje. Dopiero po północy przyszła kategoryczna wiadomość, że przestrzeń powietrzna będzie zamknięta także dla lotu z lotniska wojskowego - przekonuje komisarz do spraw budżetu Janusz Lewandowski, który wraz z unijną delegacją i przedstawicieli Belgii miał dotrzeć do Krakowa.
Unię Europejską na pogrzebie reprezentował jedynie przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, który wyruszył samochodem już w piątek, aby zdążyć na niedzielę do Krakowa.
Zobowiązany do wytłumaczenia swej nieobecności w Krakowie, czuł się sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Od tej sprawy rozpoczął swe dzisiejsze spotkanie z dziennikarzami. - Bardzo tego żałuję, bo chciałem osobiście złożyć hołd i wyrazy szacunku rodzinie Kaczyńskich i Polakom - stwierdził.
Nieobecność wielu światowych przywódców, którzy zapowiadali swój udział w uroczystościach pogrzebowych nie umknęła polskim i światowym mediom z uwagi na krytykę, którą głośno wypowiedział prezydent Czech. Vaclav Klaus miał najwięcej żalu do liderów Unii Europejskiej. Uwagę przyciągnął również wyczyn gruzińskiego prezydenta Micheila Saakaszwilego. Do Polski dotarł z Waszyngtonu. Europę przemierzył z wieloma trudnościami, okrężną drogą. [b][link=http://www.rp.pl/artykul/463453_Saakaszwili_dotarl_na_pogrzeb_z_Waszyngtonu.html" "target=_blank]Czytaj więcej[/link][/b]