Słowa, które wywołały na Bliskim Wschodzie burzę, padły podczas wywiadu, jakiego Ehud Barak udzielił wojskowej rozgłośni radiowej. – Czy wam się to podoba czy nie, nie mamy innego wyboru. Musimy pozwolić Palestyńczykom, żeby się sami rządzili – oświadczył wicepremier, który piastuje też funkcje: ministra obrony (najważniejszy resort w państwie żydowskim) oraz szefa Partii Pracy.
Jak napisał dziennik “Haarec”, Barak nie ukrywał, że na rozwiązanie konfliktu z Palestyńczykami naciska szczególnie Waszyngton, co doprowadziło do ochłodzenia na linii Izrael – USA.
Lewicowa Partia Pracy od dawna opowiada się za utworzeniem niepodległej Palestyny. Słowa Baraka nie powinny więc dziwić, gdyby nie to, że jest on ministrem w gabinecie premiera Beniamina Netanjahu. Polityka uważanego za “prawicowego jastrzębia”, opowiadającego się za stosowaniem wobec Arabów “zasady silnej ręki”. Czyżby była to zapowiedź zwrotu w polityce Izraela?
– Przestrzegałbym przed prostym szufladkowaniem. Ariel Szaron także był “prawicowym jastrzębiem”, a jakoś wycofał osadników ze Strefy Gazy i oddał Palestyńczykom to terytorium. Netanjahu także może sprawić niespodziankę – powiedział “Rz” prof. Abraham Diskin, politolog z Jerozolimy.
– Oddanie Judei i Samarii oznaczałoby koniec Izraela. Barak nie powinien opowiadać takich głupstw – uważa Eliza Herbst z Rady Jesza, organizacji żydowskich osadników.