Radiolatarnia była dalej, niż powinna?

Członek załogi jaka-40 twierdzi, że dokumenty z rosyjskiego lotniska nie zgadzały się z rzeczywistością

Publikacja: 06.07.2010 21:08

Radiolatarnia była dalej, niż powinna?

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Z relacji członka załogi jaka-40, który wylądował na lotnisku Siewiernyj godzinę przed prezydenckim Tu-154, wynika, że jedna z radiolatarni była umieszczona dalej, niż oznaczono to w dokumentacji, którą dysponowały załogi obu polskich samolotów.

Radiolatarnie są jedynym systemem naprowadzającym na lotnisku, na którym 10 kwietnia doszło do katastrofy. Oprócz sygnałów świetlnych emitują też sygnały drogą radiową, które odbierają urządzenia samolotów.

Radiolatarnia umieszczona najbliżej lotniska znajduje się kilometr od pasa. Według rosyjskich danych z 2006 r. (Polacy prosili Rosjan o nowsze dane przed lotem z 10 kwietnia, ale ich nie otrzymali), jakimi dysponowały polskie załogi, odległość między tą radiolatarnią a poprzednią wynosiła 5,15 km.

Tymczasem według członka załogi jaka40 odległość między tymi radiolatarniami była w rzeczywistości mniejsza.

Z jego obliczeń, których dokonał podczas lotu 10 kwietnia, ma wynikać, że między jedną a drugą radiolatarnią było 4,5 km.

Jeśli rzeczywiście były rozbieżności, to czy mogły zdezorientować pilota tupolewa i wpłynąć na jego decyzje?

Przy przedostatniej radiolatarni samolot znajdował się jeszcze na poziomie ok. 100 m, czyli na granicznej wysokości na tym lotnisku, potrzebnej do oceny możliwości wylądowania. Od tego momentu samolot zaczął szybko obniżać lot.

30 sekund przed uderzeniem w ziemię piloci byli ostrzegani o zbyt niskim pułapie przez system TAWS.

Pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy mecenas Rafał Rogalski: – Jeśli przyjąć, że te informacje mediów są prawdziwe, to może mieć kolosalne znaczenie z punktu widzenia decyzji, jakie podejmowali piloci, podchodząc do lądowania. To może oznaczać, że byli w błędzie co do położenia, w jakim się znajdują, i co do odległości, jaka ich dzieli od pasa lotniska. Jeśli piloci sądzili, że do bliższej radiolatarni jest 5,15, a było o 650 m mniej, to mogli zacząć manewr lądowania przedwcześnie. I zbyt szybko zaczęli się zniżać.

Eksperci, z którymi rozmawiała „Rz", bardziej sceptycznie oceniają te informacje.

– Jeżeli nawet były rozbieżności w odległościach rozmieszczenia radiolatarni, to nie sądzę, by miało to wpływ na przyczyny katastrofy – mówi „Rz" kapitan Robert Zawada, pilot cywilny i ekspert sejmowej komisji. – Zresztą różnica 650 m nie miałaby dużego znaczenia dla decyzji o lądowaniu. Piloci tupolewa, nawet jeśli nie widzieli radiolatarni, to musieli wiedzieć, że mają do niej jeszcze kilkaset metrów. Ale tak czy inaczej nie powinni schodzić poniżej 100 m, jeśli nie widzieli pasa.

Z informacji „Rz" sprzed kilku tygodni wynika, że jedna z radiolatarni mogła być niesprawna i wysyłać przerywany sygnał (mówił o tym dowódca jaka-40 por. Artur Wosztyl). – W takiej sytuacji pilot traci sygnał i nie wie, gdzie jest radiolatarnia. Ale dobry pilot przerywa lądowanie – twierdzi Zawada.

Jak informację dotyczącą radiolatarni oceniają śledczy?

– Wszystkie kwestie dotyczące katastrofy są dokładnie analizowane. Dotyczące radiolatarni również – zapewnia płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

– O tej sprawie nie wiemy, tak jak nie wiemy o wielu innych rzeczach dotyczących przygotowania wizyty. Moim zdaniem jest to efekt tego, że premier oddał śledztwo Rosjanom – ocenia Jarosław Zieliński, poseł PiS.

Jedno z kluczowych pytań przy poszukiwaniu przyczyn katastrofy sprowadza się do tego, dlaczego samolot, znajdując się ok. 1,1 km od pasa startowego, leciał zaledwie kilka metrów nad ziemią? Bowiem lecąc prawidłowo, powinien znajdować się wtedy na wysokości co najmniej 70 m.

Z ostatnich informacji podanych przez media wynika, że rosyjski kontroler 10 kwietnia pozwolił zejść załodze Tu-154 i jaka-40 na pułap 50 m.

Dlaczego zezwolił o połowę przekroczyć graniczną wysokość? Dlaczego zdecydowali się na to piloci? Nie wiadomo. Śladu tej rozmowy nie ma w stenogramach rozmów z kokpitu Tu-154. Z zapisu wynika, że kontroler mówi, by na wysokości 100 metrów być gotowym do „odejścia na drugi krąg", czyli przerwania lądowania. Czy luki w stenogramie zostaną wyjaśnione? – Biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych badają kopię nagrań rozmów z tupolewa. Bez ich opinii nie mogę się do tych informacji odnosić – mówi Artymiak. Śledczy zabezpieczyli nagrania z magnetofonu, który był w jaku-40. – Członkowie załogi jaka zostali przesłuchani, podane przez nich informacje są analizowane – zapewnia Artymiak.

[ramka]Obecne wątpliwości nie są jedynymi, które dotyczą radiolatarni na rosyjskim lotnisku. Pod koniec kwietnia "Rz" ujawniła, że ich rozkład jest nietypowy. Zwykle najbliższa lotniska radiolatarnia znajduje się 1 km od początku pasa startowego, kolejna – 4 km. Druga radiolatarnia – jak wynika z dokumentacji lotniska – miała być umieszczona w odległości niemal 6 km od początku pasa. Tu-154 runął na ziemię w odległości ok. 1 km od pasa lotniska.[/ramka]

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!