Wymaganie wielu różnych zaświadczeń, by udokumentować pobyt w Polsce jest przecież niepoważne.To nie mogło prowadzić do rozwiązania problemu. Ponadto w przypadku, gdy cudzoziemcy ujawniali się, a z powodu trudnych do spełnienia wymagań nie załapali się na abolicję, groziła im deportacja.
W efekcie legalizowano pobyt jedynie kilkudziesięciu osobom spośród kilkuset, które się ujawniły.
Nadeszła pora na abolicję poważną – wszyscy cudzoziemcy, którzy udowodnią, że łączą ich z Polską interesy ekonomiczne czy społeczne, a którzy znajdują się w tzw. pułapce migracyjnej (przebywają w Polsce nielegalnie, ale praktycznie nic ich już nie łączy z państwem pochodzenia), powinni być zalegalizowani. Jednym z dowodów mogłoby tu być choćby wykazanie, że przez ileś lat używało się danego numeru telefonu. Niepotrzebne byłoby legitymowanie się rachunkami telefonicznymi.
Ważna jest tutaj również rola ABW, która brałaby udział w procesie regularyzacji, przedstawiając wykaz cudzoziemców będących przedmiotem jej zainteresowania, a których pobyt ze względu na bezpieczeństwo publiczne nie powinien zostać zalegalizowany i które powinny opuścić Polskę.
Opowiadałem się również za czymś takim jak rękojmia obywatelska, ale wątpię, by zostało to przyjęte. Jak to działa? Pracodawca ujawnia, że nielegalnie zatrudniał cudzoziemca (np. do opieki w domu), ale jest pewny, że nie spotka go za to kara. W takim przypadku byłaby to dodatkowa przesłanka do zalegalizowania pobytu cudzoziemca. Problemem jest jednak ZUS, na którego konto nie wpływały przecież składki. Powstaje więc pytanie, kto ma je opłacić? Taką wersję abolicji mogłyby torpedować ZUS albo Ministerstwo Finansów z uwagi na niezapłacone podatki.
Ile osób mogłaby objąć abolicja?
Maksymalnie 50 tys. – głównie z Warszawy, Śląska, Łodzi czy Poznania. Niektórzy wymieniają wprawdzie liczbę 500 tysięcy, ale są to niepoważne szacunki.
Dr Maciej Duszczyk jest politologiem, zastępcą dyrektora Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego